chemiczny sylwester z niespodziankami.
detale
chemiczny sylwester z niespodziankami.
podobne
Trzydziesty pierwszy grudnia, nie jedna osoba czekała na ten dzień, który z pewnością wiąże się z imprezami różnego rodzaju. O godzinie szesnastej przyjechał do mnie kolega, razem z nim pojechaliśmy w stronę zaplanowanego miejsca, w którym spędzimy czas. Na miejscu już byli nasi koledzy, czekali gdzieś w okolicy. Po godzinie przyjechaliśmy, już w większą ekipie musieliśmy pojechać coś kupić, oczywiście alkohol i inne bajery.
O dwudziestej w końcu byliśmy jako tako na miejscu.
Zimny garaż nie był przyjaznym miejscem, ale towarzystwo i z tego mogło zrobić najlepsze miejsce pod Słońcem. To też widząc, że ludzie zaczynają rozlewać między sobą alkohol, sięgnąłem dyskretnie po torebeczkę, w której miałem tabletki z dwóch opakowań Acodinu. Połowę z nich połknąłem popijając colą. Po jakimś czasie jeden z naszych kolegów wyciągnął ziele, nabił kilka luf, które spokojnie wędrowały pomiędzy ludźmi. Skończyło to się na tym, że łącznie wypaliłem trzy i pół lufy. To wystarczyło, żeby już czuć się milej.
Gadki szmatki, minęła godzina.
DXM połączony z marihuaną dał przepiękny wynik. Szliśmy na imprezę urodzinową, która była nie daleko od nas. Szedłem za wszystkimi, rozglądając się po lampach, dających słabe pomarańczowe światło, po drzewach zanurzonych we mgle. Było to wyjęte jak z bajki. Zorientowałem się, że widziałem to miejsce, tę drogę kiedyś. Przypominała ona drogę koło mojego domu, kiedyś wyglądała tak. Miałem tak zwanego banana na twarzy, czułem się, jakby u siebie, bardzo komfortowo. Zajęci rozmową koledzy zwrócili mi uwagę, żebym szedł z nimi, zaczekali na mnie, a ja idąc w szeregu razem z nimi, zobaczyłem skręt w prawo, nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że koło mojego domu jest taki sam. Po przejściu ów zakrętu zacząłem się jeszcze bardziej rozglądać i trafiłem na elementy, które nie były już podobne do tego, co znam, ale uśmiech mi z twarzy nie zniknął. Ciężko to opisać, ale czułem, że to jest piękne. Droga z dziurami, krzakami, drzewami i zakrętem w prawo, nic dziwnego, ale miks, który sobie dostarczyłem, nadał temu wszystkiemu piękne barwy.
Mniej więcej po dwudziestu minutach, byliśmy koło imprezy urodzinowej.
Już pijane towarzystwo, rozmowne jak nigdy zaczęło z nami gadać. Większości nie znałem, więc słuchałem, prosta taktyka. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, wróciliśmy. Byłem ja i dwóch kolegów, reszta gdzieś uciekła, cholera wie co się z nimi stało. Jeden wypił już dość, postanowił się położyć w śpiworze na zimnym betonie. Patrzymy się na tego gościa, "co on robi?". Poprosił nas, żebyśmy zapieli mu śpiwór, po lufach towarzysz z którym siedziałem przy stole, nie zdołał wypełnić tego zadania. Było to śmieszne do granic. Za pół godziny nowy rok, cóż... Poszliśmy do ojca jednego z naszych kolegów, szczęśliwego nowego roku no i szampanik. Nie wydaje mi się, że tabletki plus alkohol to dobra myśl, ale wziąłem kilka łyków. Wiedziałem, że jeszcze nie raz będę musiał się tłumaczyć, dlaczego nie piję. Wracamy na imprezę, gadamy śmiejemy się, po jakimś czasie mówią chłopaki, że zbieramy się, wracamy do siebie. Wstałem i po kilku krokach poczułem, że coś jest nie tak, kolejny krok i kolejny, patrzę pod nogi, żeby nie wywalić się i... Co jest, czemu kamienie w drodze są filetowe, no i trójkątne? Czemu słyszę wszystko jak bym był pod wodą? Jak widać dopiero wtedy dxm zrobił to, na co czekałem, takiego uderzenia nie spodziewałem się. Sądziłem, że usiądę, albo się położę, nie miałem siły, dosłownie. Złapałem się kolegi za bark jak pijany do granic możliwości. Postanowiłem, że póki nie idziemy, wiadomo gadają o dupie marynie, to wrócę na ławeczkę, po kilku minutach wstałem, faktycznie mieliśmy wracać i było w porządku. Takiego czegoś nigdy nie przeżyłem. Była godzina pierwsza w nocy. Po dziesięciu minutach wróciliśmy, poszły dwie lufy dodatkowo, było super. Natomiast było tak zimno, że postanowiliśmy pójść do domu, w którym wcześniej byliśmy. No i tłumaczenie się, dlaczego nie piję, mimo tego, że w głowie na pewno nie jestem trzeźwy. DXM ma to do siebie, że nie chce się mi po nim spać, więc i zaśnięcie było bardzo ciężkie, cóż udało się.
Następnego dnia, obudziliśmy się o dwunastej, wracamy do garażu, odpalam ostatniego papierosa, poprzedniego dnia wypaliłem pół paczki, zostało coś - pół lufy, poszło. Myślą chłopaki, pić czy nie pić. Ja nie mam takiego problemu, więc sięgam po drugą porcję dxm, kolejne 300mg, była trzynasta. Po dwudziestu minutach zaczęła działać, podobnie jak czas, nie wiedziałem, kiedy mija, myślami byłem gdzieś indziej, zamknąłem powieki na chwilę, otwieram je, i widzę jakąś twarz, której wcześniej nie było. Może mi się wydaje, a nie... Rozmawiają z nim, więc nie wydaje mi się. O szesnastej czułem się bezsilny, w głowie miałem coś innego, niż to, co dzieje się do okoła. Wracam z kumplem, po czterdziestu minutach byłem w domu, następne dwie godziny trzymało mnie w tym stanie.
- 5141 odsłon