Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

granice obłędu

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
4 blottery od LL
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Nienajlepszy stan psychiczny, pusty dom, późna jesień
Wiek:
28 lat
Doświadczenie:
THC, koks, wóda i jeden raz 1p-LSD

granice obłędu

Mając w pamięci swoją psychodeliczną inicjację (jakby ktoś był ciekaw, ostatni TR opowiada o tamtej nocy), jej zbawienne skutki oraz naprawdę gładkie wejście, tym razem postanowiłem popływać w "nieco" głębszej wodzie. O ja naiwny, o ja niecierpliwy, biada mi i biada tym, którzy myślą jak ja wtedy. Naczytałem się kilku opowieści o wysokich dawkach LSD i myślałem, że jestem już wręcz psychodelicznym wybrańcem, którego nie ruszy nic. Przyszedł dzień próby, o czym postaram się opowiedzieć najciekawiej, jak tylko się da (i na ile pamięć pozwoli, bowiem miało to miejsce 5 lat temu).

Godzina 17, wróciłem z pracy. Wcześniej odesłałem żonę i syna do jej rodziców, więc miałem cały dom dla siebie. Dni były już naprawdę krótkie, zatem za oknem było szaro i ponuro. Nie chciałem tracić czasu, łyknąłem cztery kartony i postanowiłem, że podczas ładowania trochę w domu ogarnę, pozmywam naczynia i przygotuję się do podróży. Był to pierwszy błąd tego dnia. Kwas w takiej ilości załadował się znacznie szybciej, niż za pierwszym razem. Podczas zmywania naczyń poczułem wyraźnie, że zaczynam szybko, a nawet BARDZO szybko odlatywać. Przerwałem misję zmywania, poszedłem czym prędzej na górę by wziąć prysznic. Woda skapywała na moje oblicze, a mnie aż trzęsło od wewnątrz. Nie spodziewałem się aż takiej jazdy bez trzymanki. Z trudem wyszedłem z łazienki, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, jak długo to mogło trwać. Otoczenie falowało miarowo, jednak z każdą sekundą jakby o jedną klatkę szybciej i szybciej. Położyłem się do łóżka, napadały na mnie fale gorąca i zimna, wydawało mi się wręcz, że odczuwam je jednocześnie. Zacząłem tracić świadomość własnej osoby, ego wyraźnie rozpuszczało się, choć nie doszło do kompletnego zatracenia. Zalała mnie fraktalna zupa, nie było znaczenia, czy mam oczy otwarte, czy zamknięte. Wpadłem w panikę, widziałem niemierzalną granicę obłędu, zdawałem sobie sprawę tylko z tego, że jest ze mną źle. Puściłem kontrolę, ale nie byłem pewien, czy włączyłem autopilot. Na domiar złego dźwięki z otoczenia przybrały na sile. I nie mówię tu tylko o przejeżdżających samochodach, ale nawet o delikatnym pisku, jaki generują zasilacze i inne urządzenia elektryczne. Wyczuwałem ich częstotliwość, jak programowanie podprogowe. Chciałem wyjść z pokoju, zmienić otoczenie. Okazało się, że w drugim było jeszcze gorzej, bo tam łypał na mnie złowrogo swym zielonym okiem, buczący router! Zszedłem na dół, schody ociekały wzorami, niemal jak w Matrix. Poruszałem się ledwo ledwo, tak naprawdę wciąż nie będąc pewnym, czy naprawdę schodzę, czy tylko mi się to śni? 

Udało się wejść ponownie na górę, do łóżka. Włożyłem słuchawki, by je po sekundzie ściągnąć. Nie mogłem znieść dźwięków, nie chciałem też zagłuszać jednych drugimi. Jedyne, czego wtedy pragnąłem, to cisza. Ogłuchnąć. Zasnąć. Cokolwiek, co mogłoby mi wtedy pomóc. Nie pomagało nic. Wyjrzałem za okno, a tam dom sąsiadów, w rzeczywistości oddalony o dobre 200 metrów od nas, "wybudował się" okno w okno z moim. Był oświetlony jak amerykańskie chaty na Boże Narodzenie, morfował, zdawał się zbliżać. Przerażający widok, na domiar złego - cały czas podjeżdżały pod ten dom samochody. Musiałem odejść od okna, zakryć je szczelnie, gdyż wkradła się myśl: oni wiedzą. NA PEWNO WIEDZĄ. Przyjdą tu, zrobią mi zdjęcia, nie będę mógł się bronić. Jestem najgorszym człowiekiem, jakiego znam. Dlaczego ubrałem się na szaro? Dlaczego jestem szary? Gdzie moje barwy? Kim ja w ogóle jestem? Czy jestem? 

Obłęd, a przynajmniej jego przedsionek. Mój głos wydawał się sztuczny, metaliczny i wydobywał się z miejsca, którego nie byłem w stanie określić. Pojawiła się myśl: Ty istniejesz. Masz syna. W telefonie, jest jego zdjęcie, zobacz, to Ci pomoże. Sprawdziłem, rzeczywiście był. Nawet film, jak gaworzy. Mój mały, pomógł mi, choć o tym nie miał nawet pojęcia. Był niczym spinner z Incepcji, przywracający wiarę w rzeczywistość. Uspokoiłem się, choć stymulacja nie dawała za wygraną. Peak osiągnięty, to pewne. Było naprawdę ciężko. Zastanawiałem się, czym zając głowę. Porno? Może jakieś słuchowisko? Film? Wszystko to wydawało się w sekundę nieistotne, nieważne, szczególnie gdy przychodziła myśl o nikłej wartości. Jestem niczym i nikim. Czułem się ze sobą okropnie, patrzyłem na własne ręce i wydawały mi się ogromne, spuchnięte, pełne złych intencji. Zszedłem ponownie na dół by upewnić się, że drzwi są zamknięte. Rzecz jasna były, a ja i tak miałem wrażenie, że ktoś może je z łatwością otworzyć, co powodowało tylko niepotrzebny dyskomfort psychiczny. Nie myślałem o niczym innym, tylko by się skutecznie ukryć przed światem. Kwas spuścił z tonu, odzyskiwałem stopniowo kontrolę, choć wciąż musiałem pozostawać czujny, gdyż po raz pierwszy doświadczyłem falowania fazy. Niby już schodzi, by za chwilę znów się wznieść, osiągając mały, lokalny peak. Włączyłem w końcu teleturniej, 1 z 10. Zawsze lubiłem ten program, zaś oglądanie mnie nieco uspokoiło. Nadało odrobinę poczucia bezpieczeństwa, tak bardzo mi potrzebnego w tej chwili. Kosmiczne tło mieniło się a ja byłem skonsternowany: czy to wciąż objaw działania kwasu, czy może tak już w tym programie jest na stałe? (wciąż kwas) 

Gdzieś tak o 21 nadal wyczuwałem silne działanie substancji, byłem jednak w stanie funkcjonować w miarę normalnie. Starałem się zrozumieć, co się kilka godzin temu stało, przysięgałem sobie, że już nigdy więcej (szybko się przekonałem, że takie przysięgi są niewiele warte ;) ). Męczyłem się dość długo ze stymulacją, niestety nie mając przy sobie niczego, co mogłoby wyciszyć trip i pozwolić na odpoczynek. Wyciągnąłem kilka wniosków, zrozumiałem jak wiele drobnych błędów wpłynęło na ogólny odbiór doświadczenia. Dostałem ciężką lekcję pokory, z której korzystam w sumie do dzisiaj. 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
28 lat
Set and setting: 
Nienajlepszy stan psychiczny, pusty dom, późna jesień
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC, koks, wóda i jeden raz 1p-LSD
chemia: 
Dawkowanie: 
4 blottery od LL

Odpowiedzi

Hm za slaba glowe masz na psychodeliki ; D

Wtedy a i owszem, zgniotło mnie to niemiłosiernie. Dzisiaj ta sama dawka na sto procent dałaby inny, lepszy efekt, no ale nie ma tego złego - każde doświadczenie jest potrzebne, o czym przekonujemy się prędzej czy później :D 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media