kwas ukazuje czym karmisz swoją głowę
detale
raporty metgecko
kwas ukazuje czym karmisz swoją głowę
podobne
Oboje z kolegą byliśmy długo zafascynowani sposobami zmian percepcji i stanu ducha. Fascynowało to nas ale jednocześnie preferowaliśmy pozostawiać to w sferze fantazji bo przecież "skąd my to ogarniemy?" "nie chcę skończyć jak ćpun" "a co jeśli mam jakąś chorobę psychiczną?". No ale cóż, los bywa zaskakujący i skończyło się na tym, że zdobyłem możliwość ogarnięcia LSD. Mój pierwszy raz z tą substancją był niesamowity, aczkolwiek jak jest opisane w "Doświadczenie" ,był to połowiczny efekt WOW.
Dlatego też wraz z kolegą (na potrzeby raportu uznajmy, że to CS czyli skrót od Człowiek Skurwiel) postanowiłem powtórzyć moje doświadczenie z LSD i tym razem zrobić to poza strefą komfortu, czyli w lesie. Przynajmniej takie były założenia. Ogarnąłem kwasa i spotkałem się z kolegą...
T-0 "Początek"
Szedłem wraz z CS parkiem w pobliżu centrum miasta (post-niemieckie miasteczko 20k mieszkańców). Tłumaczyłem koledze jak to jest po kwasie i objaśniałem zasady bezpieczeństwa. Upewniłem się także, że nie jadł nic co mogłoby sprawić jego żołądek w dyskomfort. Posłuchał się moich rad w przeciwieństwie do mnie samego. Zeszliśmy w boczną uliczkę i wcześniej pocięty kartonik rozdzieliliśmy na nas dwóch. CS dostał 100ug, ja uznałem siebie za osobę "doświadczoną" i wziąłem 200ug. Oczywiście wartością jakie wzięliśmy musimy ufać na słowo osobie od której zdobyłem ten kartonik. Wychodząc z parku poprawił się nam obu humor, domyślam się, że to przez fakt wizji nowej przygody o której będziemy długo pamiętać.
T-30 "Las pełen śmiechu"
Weszliśmy do lasu z myślą wspięcia się na sam szczyt góry, żeby oglądąć nasze rodzinne miasto z skwaszonej perspektywy. Podczas wchodzenia jedyne co udało nam się spostrzec to bardziej jaskrawe kolory. Ogródki działkowe, które nas otaczały przypominały bajkowe domki. Kojarzyło mi się to z wiosennymi wspomnieniami z dzieciństwa. Natomiast to była dopiero kończąca się zima, więc jedyna zielona rzecz jaką było nam ujrzeć to trawa. Po krótkiej przerwie zaczęliśmy się wspinać dalej. Jak nigdy wcześniej, zaczeło nas męczyć wspinanie się na szczyt.
Gdy doszliśmy na górę, zwróciłem uwagę na kory drzew. Były bardziej 3D, były bardziej wyraziste. Powiedziałem o tym CS, lecz on był rozczarowany bo dalej nie czuł efektów.
Na szczycie doznałem nieprzyjemnego uczucia na całym ciele, jakby ktoś mnie poraził gumą, które kupowało się na wycieczkach szkolnych. Miałem ochotę zwymiotować ciężkostrawny obiad i energetyka którego wcześniej wypiłem. Faza się zaczeła po upływie godziny od wzięcia kartonu. Patrząc na miasto widziałem jak góry w oddali w pewien sposób tańczą pomniejszając się i powiększając. Z oddali widziałem mój dom i wszystkie miejsca, które były dla mnie w pewien sposób istotne. Miałem z nimi wiele wspomnień. Całe miasto zaczeło się ruszać jakby oddychało, przeraziło mnie to. Smucił mnie i stresował też fakt, że CS nie doświadcza nadal żadnych właściwych efektów LSD, po prostu nic nie czuje.
Mnie coraz bardziej przerastał bodyload i widok na miasto, które oddychało jakby pod nim żył olbrzymi stwór. Poprosiłem CS żebyśmy zeszli w dół. Nie podobał mu się ten pomysł ale widząc jak ja reaguje na otoczenie zgodził się. Schodząc zacząłem się głośno smiać. Drzewa wokół mnie oddychały, pulsowały. Schodki prowadzące w dół falowały na wszystkie strony. Schodząc już leśną drogą CS poprosił o zatrzymanie. Spytałem się co się stało.
Odpowiedział: "Bo mi kolory w karku hałasują. Ten kwas nie działa"
Po usłyszeniu tego zdania patrząc na to jak się zachowuje CS nie zostało mi nic innego jak popłakać się ze śmiechu. Koledze karton zaczął wjeżdżać, mi coraz bardziej też. Nie byłem w stanie określić czy przedemną są ludzie czy piksele. Leśna droga kierująca w dół, zamieniła się w lejek, w zjeżdżalnię jak z Aquaparku. Ludzie przedemną wyglądali jak z GTA San Andreas. Nie mogłem przestać się śmiać. Widziałem jedynie kolor pomarańczowy, reszta była dla mnie szara.
T-90 "Sao Paulo by Pixar Studio"
UDAŁO SIĘ!!! Wyszliśmy z lasu!!! Otaczały nas 4 poziomowe domy z czasów PRLu. Na fazie przypominały one domki, które można ujrzeć w małych miejscowościach nadmorskich. Słońce już zachodziło, przepięknie świecąc na bloki i wiele anten, które na nich się znajdowały. Poczułem klimat jakbym był w brazylijskiej faweli. Weszliśmy do sklepu, jeśli ktoś z was grał w Postala 2 i pamięta klimat tamtejszych sklepów to powinien potrafić wyobrazić sobie ten klimat. Wyglądało to na wzór nostalgicznych backroomsów ze starej gry w klimacie Polski z 2010 roku. Gdy wyszliśmy powiedziałem do kolegi "PRZECIEŻ TO PIERDOLONE VICE CITY", mając na myśli kultową część Grand Theft Auto. Jak na ironię losu akurat przed nami przejechała błękitna terenówka, która budową przypominała Buggy. Weszliśmy w miejsce gdzie są większe blokowiska. Okna były powyginane w abstrakcyjne wzory, jaskrawe malowania budynków przekształcały się w trójkąty a później w wielokąty. To było tak bardzo abstrakcyjne, to przerosło moje oczekiwania. Zacząłem się czuć jak w śnie, bałem się, że tak naprawdę coś się stało w tamtym lesie i ja tam leżę a to co widzę to sen i powinienem się obudzić. Nadomiar złego kolega poprowadził mnie drogą, której nie znałem dotychczas. To była pieprzona gra, utknąłem w grze VR w mojej głowie. Musiałem dotknąć kolegi, żeby się upewnić że żyje.
Doszliśmy na przystanek autobusowy. Wystraszony usiadłem, żeby się uspokoić. Rozejrzałem się dookoła. Przecież to wygląda jak animacja Pixara. Stwierdziłem, że nawet jeśli zapadłem w śpiączkę to i tak jest zajebiście.
T-??? "Madagaskar"
Od dłuższego czasu zacząłem zauważać, że drzewa dookoła mnie przypominają baobaby. Skojarzyło mi się to z "Małym Księciem". Surrealistyczne uczucie, chodzić po rodzinnym mieście które znajduje się na Madagaskarze a tekstury świata przypominają starą grę.
Trip zaczął nas męczyć psychicznie a bardziej fakt, że wokół było bardzo dużo ludzi i ja wraz z kolegą w przeszłości borykaliśmy się z fobią społeczną. Chcieliśmy dojść w okolice naszych domów. CS stwierdził, że trzeba pójść torami bo on się boi wejść do centrum miasta. Od początku uważałem to za zły pomysł. Tylko idiota by szedł na kwasie przez czynne tory, no ale cóż. Uparł się to uparł, więc poszliśmy na tory.
T-??? "Czyściec"
Udało nam się wspiąć na tory. O KURWA, JEDZIE POCIĄG!!! Przebiegliśmy przez tory i wbiegliśmy w krzaki. Nie wiedzieliśmy czy są blisko, czy może daleko torów. Nie odwracaliśmy się bo to był pociąg osobowy i mógł w nim jechać któryś z naszych znajomych. Gdy już przejechał i przestał hałasować zapadła cisza. Samochody których jeździło pełno po szosie nad torami, nagle ich nie było. W oddali było tylko widać samochody, które się poruszały tak sztucznie jakby to mój mózg sobie ubzdurał. A co jeśli pociąg nas zabił? Co jeśli właśnie tak wygląda śmierć? Żyjesz sobie, coś powoduje twoją śmierć, lecz twój mózg generuje w twojej głowie parominutowy hiperrealistyczny sen i nawet nie zdasz sobie sprawy kiedy się zakończy a ty odejdziesz, znikniesz. Możecie sobie wyobrazić jakie to było stresujące, tymbardziej na drugim tripie przy dawce 200ug, gdy ledwo co rozpoznawałem wizuale od rzeczywistości i musiałem być kierowany przez kolegę, który miał swój pierwszy raz. Ślepy prowadził ślepego. Nawet jeśli to była śmierć a to co widzę to czyściec mej świadomości, nadal nie zmienia faktu, że muszę wrócić do domu. Szliśmy wzdłuż torów i nam obu zaczęło się zdawać, że pod szosą jest jakiś człowiek? A może to ogr? Chuj wie, przecież w zaświatach może być wszystko. Świat stał się wyblakły, słońce już prawie zaszło, wszystko było zimne kolorystycznie. Dochodząc do mostu, był to ogr (albo menel lub mefedroniarz), który chodził w kółko wokół fortu zbudowanego z śmieci i starych mebli, waląc olbrzymim badylem o ziemie. Przyśpieszyliśmy tempa schodząc w bok na opuszczone działki.
T-420 "Sodoma i Gomora"
Okropnie śmierdziało na tych działkach, wszędzie latały muchy które często się widzi przy zgniłych roślinach lub martwych zwięrzetach. Na ziemi leżały śmieci, zużyte prezerwatywy, dziecięce majtki, buty i pełno butelek po piwach. Taki widok na kwasie mógłby zrobić niezłą sieczkę ale mnie już tego dnia nic nie było wstanie zaskoczyć. Jeszcze te rośliny zjadały się nawzajem, trawa wchłaniała w siebie majtki i prezerwatywy a później wypluwała spowrotem, jakby uznawała, że to nie składnik jej diety.
Wyszliśmy z miejsca wątpliwej z punktu prawnego rozpusty. Kierowaliśmy się w kierunku rzeki. Gdy tam doszliśmy to zauważyłem piękne graffiti pod mostem. Koniecznie musiałem tam pójść. Roślinność pokrywająca most wyglądała jak z dżunglii. Widziałem liany, egzotyczne kwiatki i liście. Mógłbym w tym miejscu zostać na dłużej aczkolwiek CS się niecierpliwił i bardzo chciał wracać do domu.
T-2ol2 "Grove Street - Home"
Przebiegliśmy przez szosę. Idąc przez pola było ciemno jak w dupie i nudno z perspektywy tripowania. Weszliśmy na naszą dzielnicę na której spędziliśmy większość naszego życia. Domy, które się znajdują w okolicy nawet na trzeźwo wprawiają mnie w nostalgię związaną z wakacjami, które jako dziecko spędzałem nad morzem. Teraz pod wpływem kwasa wraz z świeżym wiatrem, który wiał mi po twarzy, czułem tą nostalgię 2x bardziej.
Puściliśmy oldschoolowe rapsy z West Coast, mam wrażenie, że mój mózg cały czas tego dnia był w generatorze gier. Wokół domy jednorodzinne, co pare metrów uliczki przypominające Grove Street, wszystko co widziałem w moich oczach było uproszczone, pozbawione detali. Rośliny przekształcały się w kaktusy i inne aloesy. Piaskowa droga wprawiała mnie w wrażenie jakbym chodził w małym amerykańskim miasteczku na pustyni. Wentylatory postawione przed domami się powiększały i pomniejszały. Ich dzwięk powodował taki domowy nastrój, chociaż było to dla mnie obce.
Weszliśmy do opuszczonego domu w którym śpią menele i dzieci walą drona. Na schodach widziałem graffiti, które zostawili kosmici, wtedy tak myślałem bo kolega ich nie widział a mi świeciły przed oczami na różne kolory. Gwiazdy i cały ten vibe powodowały zajebiste wrażenie. Gdy ziomek puścił album Donda od Kanyego Westa świat się stał czarno biały.
Bym napisał resztę bo została połowa tripa ale nie wiem czy pierwsza część jest wygodna i atrakcyjna do czytania.
Odnosząc się do tytułu trip raportu, ten trip uświadomił mi, że codziennie karmimy nasz mózg sztuką, muzyką, filmami czy ideami. Jesteśmy tym czym jemy a tripy na kwasie ukazują jak wygląda nasza dieta
- 2424 odsłony