Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

inicjacja opioidowa!?

inicjacja opioidowa!?


Więc, było to tak...



Magiczny dzień, koniec roku szkolnego, wysiłek jednego roku, obniżenie poziomu stresu w organiźmie... Rozumiecie? Zupełny odpał. Postanowiłem spróbować czegoś nowego, padło na metadon, ale po kolei.



Set&setting: Pozytywny nastrój, dobra pogoda, miła atmosfera - koniec roku szkolnego. Żadnych ciśnień, gdzieś do godziny 16:00 pod wpływem alkoholu.

Niestety, brak znajomych u boku. Ciekawość do tej substancji, zupełna niewiedza jeśli idzie o jej działanie i dawkowanie.



Doświadczenie: Marihuana, wszelakiego rodzaju skuny (raz paliłem jakiegoś chemicznego, ale nie pamiętam co zawierał), kilkakrotnie haszysz, alkohol wielokrotnie, psilocibe cubensis\'y raz, nałogowo tytoń, tussipect (12 sztuk?), raz amfetamina ("pól grama" na trzech), kawa, herbata, czekolada i to chyba tyle, zupełnej pewności nie ma. ;)



Specyfik: Metadon, podany doustnie, plyn. Bodajże trzy kielonki (takie jakie można znależć w opakowaniach syropu) zalane do pełna, może więcej? Nie pamiętam.




To tu zaczyna się właściwy TR.




Nudząc sie w godzinach późno popołudniowych postanowiłem spróbować tego ścierwa które leży u mnie na szafce... (błąd) Mój ojciec (mimo wszystko, facet ledwo z czterdziechą na karku) prawdopodobnie były narkoman, z wizytami w psychiatryku na koncie, właśnie tam trzymał ten "zakazany owoc".



Postanowiłem spróbować, wcześniej szukałem informacji o dawkowaniu na necie, ale miałem zbyt mało informacji i nie wiedziałem jaki dokładnie rodzaj tego specyfiku mam w posiadaniu. Wychylilem te kielonki...



Myślę, że zaczęło działać jakoś po 20 minutach, siadłem do komputera i było nawet przyjemnie. Rutynowe czynności: sprawdzanie poczty, rozmowy na IRC, guglowanie. Miałem zamiar wychodzić niedługo do znajomego. Gdy poczułem efekty działania metadonu dowiedziałem się, że moje plany będą wyglądać inaczej. Zaplanował je metadon.



Poczułem dziwne mrowienie na czubku głowy, było mi całkiem przyjemnie, całość fazy taka jak po tussi... Zjadłem wafelek czekoladowy.

Po kilku sekundach musiałem biec do ubikacji w podskokach ponieważ zachciało mi się wymiotować...

Zwymiotowałem kilka razy, spuściłem wodę, i postanowiłem, że muszę wyjść z domu bo zaraz wrócą rodzice i będzie przypał jak zobaczą mnie w tym stanie. W kilka minut ogarnąłem nieporządek i zacząłem ubierać się do wyjścia, plan był: iść do znajomego.



Przerażony dziwnym działaniem, ale jednocześnie nieco podekscytowany, zamknąwszy drzwi, wybiegłem przed blok. Ciepły letni dzień, piękna sprawa, czerwiec. Nim uszedłem kilka kroków dopadły mnie spazmy, zwymiotowałem - nieco mi ulżyło. Pomyślałem, że musi być ze mną rzeczywiście źle. Nieco zmartwiony, ale idę do kolegi. Staram się chować przed ludźmi...

Gdy doszedłem do znajomego (zaliczyłem jeszcze jeden spaw po drodze, a do znajomego nie więcej jak 10 minut drogi) poprosiłem o szklankę wody, nie wypijając całej puściłem pawia na klatce kumpla. On w szoku, ja też, mówi, że nie możemy iść do niego, ale wychodzi ze mną na dwór. Myślę sobie, będzie dobrze, ale nie dalej atakują mnie spazmy i tak przez całą fazę więc będę pisał jeno w odpowiednich miejscach tekstu.



Powiedziałem znajomemu co zarzuciłem, popatrzył na mnie z niedowierzaniem i wyrzutem w oczach. Bo po co? Na co? Gdzie? Dlaczego? Z byka spadles? Sie zmachales? Zapomniales? I tym podobne...



Lazilismy tu i tam kilka godzin, nie pamiętam o zcym rozmawialiśmy, ale pamiętam, że właściwie regularnie (co jakieś 15 minut) odczuwam mdłości i wymiotuję.



Późniejszym wieczorem, okolice 22:00 spotkaliśmy dwie znajome dziewczyny, z którymi udaliśmy się na łąwkę pod blokiem, standartowe pogaduchy - laski nieco zawiane - kursują po knajpach, skore do rozmowy. Kumpewl musiał spadać do domu więc mnie z nimi zostawił. Gadałem sobie z obiema normalnie, żadnych oznak prawdziwego "tripa", zadnej "fazy" ani niczego w tym rodzaju - jestem nieco rozgadany, pozytywny, mam dziwne źrenice i haftuje co jakiś czas. Laski nieco się dziwią, że jestem taki zmarnowany, ale łatwo przechodzi kit, że się zatrułem, i że piłem do tego alkohol. Gadamy, gadamy, lecą godziny...



Rozstaję się z nimi w okolicach 00:00, mam zamiar nocować u babci. Mam dobre alibi więc się nie boję. Mordę mam skwaszoną, ślepka jakieś dziwne, blada twarz, wchodzę na pewniaka do babci. Mówię, że zostaję, i udaje się zrobić herbaty (myslalem, ze pomoze) . Babcia pytała co się dzieje, ale kit przeszedł więc spokojnie, emocje opadają, haftuję . Po pierwszym łyku herbaty też haftuję, ale udaje mi się wypić malutki łyczek wody mineralnej. Senny, już po dwunastej w nocy, kładę się spać. Zasypiam szybki, jak niemowle, i śpię do godziny 10:00 dnia następnego, wakacje, wielka laba.



Rano również źle się czuję cały czas senność, a do tego haftowanie . Nie udaje mi się nic przłknąc, z ledwością wypijam poł kubka herbaty co i tak kończy się haftowaniem. Zupełnie zmęczony zaistniałym stanem rzeczy postanawiam rozrywać się mniej ambitnie - włączam telewizor, biorę gazetę w rękę. Po chwili robię się senny i kładę się spać, w okolicach południa wstaję i czuje się fatalnie, haftowanie. Nie zjadam obiadu, spotykam się ze znajomym w okolicach popołudnia, patrzy na mnie i wnioskuje, że wyglądam fatalnie (tak też się czuję), a spotkani po drodze znajomi (spacer po mieście robimy) szepczą, że chyba jestem spalony, nie prawda... Składam znajomemu solenne obietnice, że już nigdy więcej itd. itp. (często składam, co z tego jak płonne?)



Kupujemy Coca Cole, piję to bo stawia mnie na nogi, zawiera kofeinę, stawia na nogi i podnosi poziom cukru (co za frajerzy pija dietetyczna Cole!?). Jakoś udaje mi się nie haftować (szczęść Boże), ale czuję się jak wywłoka. Po jakimś czasie kumpel znika, a ja wracam do domu,nie jem nic, zasypiam już we wczesnych godzinach wieczornych i śpię do południa dnia następnego.



Kolejnego dnia czuję się nieciekawie (ten stał trwał długo), ciężko pozbierać myśli, odczuwam dziwne zmęczenie, ale bez spawania - jest OK. Na samą myśl o metadonie chce mi się rzygać... Dostałem nauczkę, nie trza żreć dragów jak dziecko, które bierze do buzi wszystko co spotka na swej drodze, powiedzmy metadon.



Doświadczenie wywarło na mnie efekt negatywny, czuję się źle z tym aż do dziś (minęło ponad pół roku), nie ma żadnej strony rekreacyjnej ani duchowej - tylko błoto, nie polecam.



P.S Aha, i z tego co się później dowiedziałem, wiem, że tak wygląda pierwszy raz opiatami (inicjacja opioidowa?). Ignorancja jest straszna, i więzi nas w samsarze więc kończę i pozdrawiam czytelników tego TR.



Only nature, peace, my brothers.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media