nie pozwólmy sobie zgasnąć- o tym jak odkryłem, co znaczy dziecięcy zapał.
detale
Otoczenie- własny pokój.
nie pozwólmy sobie zgasnąć- o tym jak odkryłem, co znaczy dziecięcy zapał.
podobne
Zakończywszy kilkutygodniowy proces regeneracji (przynajmniej w mojej opinii) ostatnio poczułem chętkę na coś miłego i poleciałem na 15 tussidexach w bardzo fajny stan. Niedługo też wrzucę report, bo działy się rzeczy totalnie odmienne od tego, co mam zawsze. Czułem się świeży jak nigdy. Szczęście, które dzięki dysocjacji zyskałem, rozpierało mnie i niewątpliwie składało się na korzystne S&S do lotu poniżej opisanego. Więc- dwa dni po owej deksowej eskaladzie dałem też szansę innemu środkowi dla biednych nastoletnich triponautów- gałce muszkatołowej.
Oto co wynikło:
Jest godzina 20:15. Słychać miarowy szum blendera. Ustaje w niespełna 10 sekund. Pięknie poradził sobie z czterema orzeszkami. Domownicy nawet nie pytają, co ja odkurwiam- wiedzą, że jestem ten "zdrowy szajbus" i czasem sobie przygotowuję różne egzotyczne rzeczy do żarcia, a blender to moja codzienność. No cóż, muszkatowiec do najzdrowszych z pewnością nie należy, a to, co robi z ciałem to wręcz armagedon. Jednak trochę jestem zapoznany z mirystycyną i da się przeboleć ten czerwony ryj, suche oczy, suchy przełyk i totalny brak sił dnia następnego. Warto dla efektów na psychę. Przynajmniej dla mnie są spoko.
Zalewam powstałe wióry sokiem jabłkowym. Wchodzi. Do smaku jestem przyzwyczajony. Znośna kombinacja trociny z czymś przesadnie pieprzno-miętowym. Zalewam jeszcze raz. Mieszam, bo osad. Zapijam... zalewam... zapijam... i tak chyba 5 razy. Następnie idę sobie przygotować posiłek- dwie tortille z humusem, papryką, fasolą i mixem warzyw. No i ketchupem. Zawijam. Jedną zjadam teraz... Jadałem lepsze. Druga zostaje na potem, jak faza wejdzie, bo na gałce smak jest tak wyjebanie wyczulony, że szok. Kucharz ze mnie po chuju. Magda Gessler by mi strzeliła kopa w jaja. Ale nie ważne, że to nie jest danie wykwintne, przynajmniej można się najeść w prosty sposób :D
O 21:30 czuję już bardzo wyraźny efekt. Wszystko zwolniło. Tak naprawdę mocno. Wkręca się jak powolna siostra konopi indyjskiej. Weszła zamułka. Co będzie dalej?
Dodam, że czułem lekkie kotłowanie się w żołądku, więc tak dla pewności zażyłem imbir- jedna łyżeczka zalana sokiem jabłkowym i wypita. Smak gorszy niż gała, serio.
Muszkatołowiec się wkręca- 21:55 i mam małe momenty nieogaru. Ale takiego totalnego. Wchodzę na telefon, bo miałem tam zapisaną dokładną godzinę zażycia, wchodzę w galerię zamiast w notatnik i na 10 sekund zawiecha... co ja robiłem? A tak! Notatnik!
Sprawdzam więc tę godzinę, zapisuję tu i sobie powoli tworzę report.
No dobra, to już całkiem fajna delirka. Na ekranie telefonu na chwilę pojawił się ryj świni xd Co ciekawe, mam na sobie właśnie koszulkę z mathiasa, którą wygrałem w jednym takim konkursie. Jest taka sexi obcisła. Myślę, że będę zachwycony, patrząc w lustro. Co dwa świńskie ryje to nie jeden ^^ Co jeszcze ciekawsze, dostałem też od sponsora konkursu wędliny ;3 Co najciekawsze- jestem weganinem :D
Sytuacja robi się zabawna, bo wchodzę na gg i jakaś randomowa dziewczyna pisze mi, że mam napisać, że ją kocham. O chuj chodzi? Czy ja przyciągam śmieszki dzisiaj? :) A może to znak od niebios? Heh, dobre.
Jest 22:22- czuję to bardzo charakterystyczne zmieszanie gałkowe- niby wiesz, że coś jest nie tak, ale jakoś nie chce ci się wierzyć, że to faza. Podczas gdy na większości substancji masz porównanie i obraz normalności w głowie, na gałce nie rozumiesz tego, jak było wcześniej i stąd wszechobecna niepewność. Jest zamuł, ale nie wiem, czy to taki zamuł, jak wydawało mi się jeszcze 30 minut temu. Czuję bardzo przyjemne ciepło przechodzące przez ciało, ale jedynie chwilami. Do tego mrowienie. Na monitorze pojawiają się jakieś ciemne łuki i czasem wyskakują oczy. Z tapety, którą mam na ścianie zdają się czasem wylatywać kształty, ale widzę je tylko kątem oka. Umysł mówi "Przygotuj się na harde odloty" ale serce wciąż puste.
22:30- Big Ben z mojej tapety wyleciał i się wykrzywił ^^ Trwało to dłużej niż krócej, więc czuję, że fazojebacz się wkręca.
Coś niesamowitego. Takie fale przyjemności zaczynające się gdzieś na poziomie czakry korzenia przechodzą przeze mnie, kierując się wzwyż. Są naprawdę świetne.
23:10- bardzo, bardzo powoli to wchodzi. Pamiętam moją rozkminię, że gałka jest jak takie namiastkowe połączenie DXM, konopi i LSD. Bardzo trafne. Z deksa ma dziwność czasu (zupełnie jednak inną), no i problemy z pamięcią (a jakże- innego pochodzenia). Z LSD- wizuale (odmienne, heh!), plus dostrzeganie bardziej złożonego świat (ale też kompletnie innotorowo!). A z konopi oczywiście zamuła- niemal taka sama. Plus stan typowy dla mnie jak się zjaram jak świnia- nie czuję, co jest dokoła. Tak jakby wszystko znikało. Być może to kwesta mojej słabej orientacji przestrznnej.
Są małe odjebanki na obrazie. Klisza mojego oko-aparatu zostaje wystawiona na próbę, której nie może przetrwać. Muszkatołowiec rozdziera fragmenty wizualności i w polu widzenia pojawiają się cienie i światełka.
23:30- Weszło konkretnie. Śmieszkuję z ludźmi na GG. Ludzie są bardzo pozytywnymi pojebami :D Weszło mi. Czuję lekką ciężkość ciała. Dziwny stan, nigdy takiego nie miałem. Nogi mi się kołyszą same. Oczywiście w rytm psytrance puszczonego z głośnika. Jest tak jakby subtelnie- lekko-faliście-delirycznie.
Odległość jest- zmienia się- jest- zmienia się ;D Tak baaardzo miło, z taktem. Ciężko mi się pisze, a jednak robię to szybko jak na spidzie ;D Wziąłem sobie drugą tortillę do jedzenia- matko bosko. Smak dosłownie się rozpierdala po całym ośrodku odczuwania! Z muzyką podobnie, bo słyszę ją, jak leci do moich uszu. Wiecie, czuję drogę, którą przebyła, idąc z głośników do mej głowy. Jest zniekształcona wirem magnetycznym czy coś. Ciekawe jakby brzmiał mój dźwięk gdzieś, gdzie grawitacja jest większa, albo pole magnetyczne, albo prędkość obrotu?
To chyba była podrasowana gałka GMO, bo zazwyczaj suchość japy mocno wyprzedza wystąpienie w czasie efektów psychodeliczno-delirycznych, a na tym tripie efekty są już na tyle fajne, jakbym się grubo zjarał, a będą rosły, natomiast suchości nie ma prawie wcale! Jestem w pozytywnym szoku!
[Do tego momentu pisane na bieżąco. Potem wyłączam kompa i kładę się na łóżko]
Doznawałem stanów z pogranicza jawy i snu, tak jakby zmęczony umysł nie mógł się ulokować w rzeczywistości i uciekał gdzieś... o ile wcześniej czułem się żywy i głodny wrażeń, teraz najchętniej tylko bym leżał i rozkoszował się muzyką. Myśli były super plastyczne, coś jak między kwasem a dexem (właściwie tylko do tego mam porównanie ze względu na liche doświadczenie). Miałem sporo ważnych rozkmin, niestety nie pamiętam o czym.
[Zapiski z komórki]:
23:41- Teraz to mi weszła faza normalnie identyko jak konopna, hahahahah. To samo zwiększone odczuwanie ciała. Wow.
Skorzystam z kreatywności i napiszę coś:
"Lose Overall View Easily"
Ta jedyna, za dzieciaka,
Zbiła z gruntu mnie jak kręgiel.
Śmiej się, lecz te pierwsze lata…
Nic takie nie będzie.
Tam trywialna nawet miłość:
Młody chłopak myśli sobie:
Wszystko tak się ułożyło,
Byśmy razem legli w grobie.
Ma nadzieję chyba znikąd,
Lub z odmętów wiary serca,
Że do siebie lecąc, idąc
Trafią w odpowiednie miejsca.
Tak banalna, bez powodu, jednak każdy zaznał:
Ta stanowczo niedojrzała pojęcia namiastka.
Ta najgłębsza, choć najgłupsza bezkrytyczna miłość,
Gdzie się staje codziennością to, co się przyśniło.
Nie wiedziałeś, po co to jest i do czego służy:
Mały chłopiec ma małego, mężczyzna ma duży!
Słowo klucz to “problem”, bo tylko ci prości
Wejdą w rewiry podwodne- do podświadomości.
Tylko umysł lotny może kochać w sposób,
Jakby kochał jeden za miliony osób.
Tylko umysł dziecka tak to może przeżyć,
Że będą tu w niego, miast Chrystusa wierzyć.
Było tak- w księżycu biegnąc,
Podziwiając zachód Ziemii,
Odkrywaliśmy niejedno,
Myślami spleceni.
Na wojnie o życie - także zawsze blisko
Kul dźwięk na suficie- obumiera wszystko.
W szczęściu i chorobie- bez względu na innych,
W kącie osobistym słowotoku winnic.
Tak daleko, jednak blisko,
W sercu cali, w uczuć dziczy.
Oni to nic, my to wszystko,
I nic więcej się nie liczy.
Nigdy nie dbaliśmy o to, co odbiera serca złoto,
Zawsze umysł ponad ciałem- oksytocynowy potop.
Nigdy nie martwi z powodu tego, co chcą o nas wiedzieć,
Jak już poznałem tajemną hormonową wiedzę.
Serca mego kształt owalny
Widzę duszą tak wyraźnie.
Chciałbym zrobić to realnym.
Lecz mam tylko wyobraźnię.
Czuję, że wyszło spoko.
00:09 - ten moment, kiedy leżysz nieźle rozjebany deliriantem w kompletnej samotności i ciemności i nagle przypominasz sobie swój najstraszniejszy sen, jaki miałeś. Jak to się mówi- lipa. Ale moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że się go nie boisz tak naprawdę, jest lepszy. To jak być demonem- zło odstraszasz, bo sam jesteś gorszy. Paradoksalnie anioły i demony są tym samym. Więc z drugiej strony jestem aniołem, który ściąga dobro, bo sam jest dobry. Harmonia. Trzeba wiedzieć, kiedy komuś zajebac (satan_mode) czy kogoś przytulić (Angel_mode). Trzeba być wszystkim na raz. Do tego stopnia mamy pojebany świat xd
2:00- rozkminiałem, dlaczego ludzie szaleni są tak szaleni- za bardzo oddalili się od otchłani. Od źródła.
Przypomniałem sobie sen, że był szumiący czarny tunel jak czarna dziura. Pewnie się naoglądałem dokumentów o kosmosie. To było jak miałem może 6 lat. Nie więcej. Może nawet 5. Pamiętam jak byłem kurwa mały, totalnie mały. Być może czuję się komórką. Ja pierdolę! To takie mobilne wszystko. Tak szybkie. Jezu. A kto zwolnił, niech będzie błogosławiony!
I kolejny sen, jak byłem biało czerwonym paskiem. Jak to tak?
[Wklejony fragment moich rozkmin z gg]:
Ogarniasz, to wszystko, co było w dzieciństwie- potwór z szafy, mikołaj, zabawa w policjanta i złodziei- to wszystko było prawdziwe.
Słuchaj teorii: Dziecięcy umysł to wszystko postrzegał tak, jakby to było częścią prawdziwego świata, taki był plastyczny.
Tak jak dzieci mają wymyślonych przyjaciół
I myślą że są prawdziwi.
To czułem, że jak byłem dzieckiem. kołdra na serio izolowała od potwora.
I patrz co jeszcze odkryłem:
Czasem noworodek tak patrzy chuj wie na co...
Co nie?
I wskazuje palcem
A rodzice "o kurwa widzi ducha"
A on wiesz co widzi? Ten noworodek?
Siebie xd Projekcja własnego ego jest tak nieuświadomiona, a umysł tak mobilny, że dziecko ma wizję swojego odbicia w realnym świecie.
I widzi go, tak jak Ty te litery. Tylko nie wie co to...
A to początek świadomości. Jego własnej.
Z czasem pozbywamy się wielu projekcji
Już nie wzrokowych, a uczuciowych
Już nie mam tego uczucia, że pod łóżkiem serio coś jest.
Nie mam paniki w oczach na myśl o cyklopie.
A wiesz skąd wiem, że nie mam? Bo przypomniałem sobie, że w ogóle miałem.
Jedna z najśmieszniejszych rzeczy w ludziach: Zapominają, jak wiele mają. Jak ogromni są.
Wracając:
I nie czuję już nieuzasadnionych dreszczy emocji.
Wyobraźnia przestała wpływać na realny świat. Zrobiły się bardzo wyraźne granice.
A cała ta podnieta życiem... Wszystko zgasło.
Im bardziej jesteś człowiekiem dojrzałym, tym więcej gaśnie. To zarówno zaleta, jak i wada- myśleć.
To zarówno klątwa, jak i szczęście- poznawać.
W świecie ograniczeń i szarości poznawanie prędzej czy później sprowadzi nas do momentu, w którym emocje gasną. Tylko pójście dalej może je obudzić. Samobójstwo? Hmmm, przynajmniej już rozumiem, dlaczego ludzie nie chcą żyć.
Bo się wypalają. Każdy z nas pozbywa się tego... czegoś...
I już rozumiem, dlaczego osoby z dziecięcym zapałem są tak cenione- bo każdy chce czuć ciepło ich ognia.
My się wypalamy-
Aż na końcu życia jesteś prawdziwie pustą księgą
Jak w tym filmie- niezwykły przypadek Benjamina Buttona.- Gość starzał się od tyłu
Tak i my- przy narodzinach wypełnione księgi...
Przy śmierci- puste kartki
Gaśniemy.
Staramy się podtrzymać ten zapał.
My wszyscy, którzy zarzucamy- my nie chcemy zgasnąć. My nie chcemy być puści.
Im więcej ćpiesz, tym większą masz w sobie pustkę do wypełnienia.
Tak. Doskonale widzę to, czemu sam zaprzeczałem.
Ćpanie to tylko jedna z wielu dróg, niekoniecznie konieczna.
My, którzy wrzucamy:
Za daleko zaszliśmy w myśleniu. Za szybko wydaliśmy owoc. Za szybko napęcznieliśmy od tego... I świat stał się mały. Nie był wyzwaniem, a fraszką
Świat stał się nudny, a my musieliśmy przekroczyć kolejne drzwi.
By stałe coś nowego odkrywać.
I stale doznawać rzeczy pięknych, bo nowych...
I idziemy tym torem, bo to naprawdę dużo ukazuje. A chcemy patrzeć.
My, ślepi jak jebane krety- chcemy widzieć.
Wysuszeni jak Mojave- Nasze oczy i mózgi chłoną świat jak gąbki wodę.
A świat staje się pusty...
Tak więc idziemy dalej- w inne światy. Tak właśnie się ćpie XD
By nie czuć pustki.
Ale przecież można zapełnić ją czym innym. Znów znudziła mi się trzeźwość- wrzuciłem. Wrzuciłem- znów zachciało mi się być trzeźwym. Czy będę tak oscylował między jednym a drugim? Czy w końcu będę gotowy na DMT, czy szałwię i doznam kolejnego spełnienia, ale tym razem nie chcąc więcej? Dlaczego ćpię? Jestem aż tak pustym człowiekiem? Czy może aż tak ciekawskim?
Czy w ogóle można mówić o jakimkolwiek spełnieniu? Czuję je zawsze- okazuje się ulotne. Czy ten czas i zmienność rzeczy nie jest pięknem?
Pewnego dnia przyjdzie taki dzień, że nie będę już potrzebować nic. Będę miał wszystko i wszystkie dziury zalepię. A mam ich sporo. Kiedyś nadejdzie oczekiwana meta. Nie jednotorowa, a kompletna. Może po śmierci? Może już się wieszać, bo mi się znudziło żyć? XD Niee. Stanowczo jest tu jeszcze sporo piękna.
Może piękno polega właśnie na tym, by biec? A nie żyć dla samej mety?
Smutki są zawsze i wszędzie. Niespójności, niepewność, niezrozumienie... niedola, nieciekawość... otaczają nas. Bardzo rad jestem, że ot tylu lat każdy z nas się z tym mierzy. Czyż nie jesteśmy wspaniali? Oooooo, jesteśmy jak cholera!
Podziwiam ludzi- nieważne w jak wielkim gównie toną, zawsze odnajdą choć jeden wesoły promień Słońca.
Oby i wam, oby i mnie, oby każdemu Słońce dało wystarczająco wiele ;)
Gałka jest artystyczną schizofreniczką. Trip momentami jest dziwny. Czuję się jak dziecko- taka straszna ciemność ;D Ale z dumą piszę- trawię to na lajcie. Czuję się jak wygrany.
[Koniec zapisków]
Gdzieś w apogeum lotu zjadłem ciasteczka owsiane, które smakowały kosmicznie. Potem piłem zajebiście dużo wody i chodziłem lać co chwilę. Ogółem problemy z zaśnięciem. Ale jak już się udało, miałem niezłe sny- niestety nie pamiętam o czym :(
Faza trzymała dalej, dość lekka, bo mogłem się dogadywać z domownikami i w miarę prosto chodzić, ale czuło się to specyficzne coś na bani i derealizację. Do tego potworne zmęczenie. Spałem chyba od drugiej w nocy do 12, a czułem się zmęczony i sponiewierany jak szmata. Około 15 pamiętam ostatnie zauważalne efekty, potem sobie uciąłem drzemkę i obudziłem się trzeźwy. Następnie poszedłem spać gdzieś o 21 i dzisiaj obudziłem się o 9, dalej zmęczony. Cały wczorajszy dzień miałem ultra- wyjebane gastro.
Także gałka mimo swojego okropnego smaku no i szeregu side-effectów mocno dających o sobie znać ma pewien potencjał. Jest przygotowaniem przed mocniejszymi wrotami percepcji. Ale do tego to jeszcze mi daleko. Jak na razie znów czuję zmęczenie. Piękny krąg życia :)
Chwała!
- 16046 odsłon
Odpowiedzi
Galkowe koncepty, glebokie i
Galkowe koncepty, glebokie i odkrywcze tak dlugo jak dlugo galka dziala. Wspaniala orgia fantazji, a plodna bekarctwem rojen. Wiem co z gala jes t nie tak, to chorobliwe wrecz podekscytowanie, upajanie prowadzace do samozachwytu, zaniku krytycyzmu. Nie zeby nie mialo to swojego uroku, ale i ciemna strone tego widze. I jeszcze to jedno, nie czytac o gm przy jedzeniu.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Trafnie powiedziane
No niestety taki jej urok, że spora część tripa zwykle przepada gdzieś między "było" a "chyba nie". Wszystko ma swoje ciemne i jasne strony, prawdopodobnie :D
A jeśli chodzi o samozachwyt i zanik krytycyzmu- mi się jakoś szczególnie nie dały we znaki, choć pewnie wystąpić mogły.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Bardzo dobry raport
Cieszę się, że są ludzie którzy rozumieją szerzej te już wypalone, czasami nudne życie :D