propylohuaska
detale
DPT 52mg
MJ 0,4-0,5g
2c-p (ok 300mg łącznie w rok, czasem mieszane z MJ)
5 meo mipt (15mg i 30mg)
5 MAPB (duże dawki kilkunastokrotnie, często mieszane z MJ)
DPT (3 razy: z MJ 52mg, z 5MAPB(do 250mg empatogenu dodane 75+50mg tryptaminy, ok 20mg spalone z fajce z MJ)
MAL (ok 0.8g na kilka podróży, czasem mieszane z MJ)
Wilec purpurowy (3 razy, kilka lat temu)
LSD (11 dni przed propylohuaską)
MDAI (190mg, 10 dni przed propylohuaską)
DXM (3 razy, nie działa na mnie)
Difenidyna (ok 110mg prawie rok temu)
Szałwia wieszcza (2 lata razem, palona i żuta)
Alkohol (kiedyś dużo, teraz okazjonalnie od kilku lat)
Tramal (dwa razy, bez szału)
raporty vlkodlak
propylohuaska
podobne
Do mojego przyjaciela przyjechałem pociągiem. Odebrał mnie w te wczesne popołudnie z dworca i chwilę później już rozsiedliśmy się w herbaciarni na miłych pufach i zajęliśmy rozmową w oczekiwaniu na białą herbatę. Wymieniłem z nim kilka zdań na temat LSD zjedzonego kilka dni wcześniej oraz oczekiwania związane z połączeniem ruty z DPT. Podczas picia herbaty omówiliśmy też czytane przez nas namiętnie książki Grofa czy raport Strassmana z badań nad DMT. Ustaliliśmy, że podjedziemy do znajomego po zielsko i następnie zajmiemy się już tylko sednem doświadczenia.
Misja zmotania MJ przedłużyła się kilka godzin, zajechaliśmy więc do mieszkania przyjaciela i zajęliśmy rozcieraniem nasion ruty i pierwszym etapem ekstrakcji. Po godzinie rozcierania 15g nasion powędrowało do 0,8 litra wrzącej wody zakwaszonej łyżką kwasku cytrynowego. Gotowało się toto niecałą godzinę potem wyłączyliśmy miksturę i ruszyliśmy po MJ.
Po powrocie zlaliśmy płyn znad nasion po czym zalaliśmy kolejną porcją wrzątku i kwasku na godzinne gotowanie. Następnie czynność wykonaliśmy ostatni raz. Międzyczasie czillowaliśmy słuchając dubów i punk rocka (Abwärts, polecam). Spaliliśmy też pierwszego bacika, który pokazał nam swoją siłę (odmiana LSD). Dalej wymienialiśmy swoje spostrzeżenia na temat psychodelików i wspominaliśmy swoje dawne życie, a mamy co wspominać przeżytego razem. Gdy połączone wywary z nasion odparowały do objętości dwóch filiżanek schłodziliśmy go i wypiliśmy. Ok 10 do 15 minut później czułem już lekkie i naprawdę subiektywne serotoninowe uniesienie, taka chęć rozciągania stawów, ścięgien i mięśni oraz tworzenia dziwacznych pozycji nachodzi mnie tylko podczas psychodelicznych stanów. Każdy z nas pogadał ze swoją drugą połówką i ja postanowiłem wziąć prysznic i umyć głowę. Gdy już skończyłem wskoczyłem w swoją odświętną galabiję i zastałem kolegę leżącego już w półtransie. Było to ok 40 minut po spożyciu ruty (zaznaczone dalej jako T)
T+60 zgasiłem światła do minimum i ustawiłem muzę na kompie. Leżąc starałem się mentalnie skupić na doświadczeniu i po chwili wszedłem w medytację. Przerwały ją dość trudne do opanowania nudności.
T+100 Poszedłem wymiotować podczas chłodzenia naparu z imbiru, niestety nie doczekałem tych pięciu minut. Gdy wstawałem z łóżka już miałem lekkie powidoki i za zamkniętymi oczami już obserwowałem dość dziwaczne, aczkolwiek pełnokolorowe wizje. Wypiłem imbir oraz zrobiłem dwa napary ze świeżej mięty rosnącej w kuchni przyjaciela. Wymieniliśmy zdanie na temat substancji wchodzącej i zgodnie przyjęliśmy wersję że właśnie następuje peak ruty. Kolega był trochę oszołomiony działaniem i chciał powoli obserwować wszystkie aspekty.
T+160 Bacik spalony samotnie wzmocnił wizuale przy zamkniętych oczach i dodał odrobinę psychodelicznego toku rozumowania. O ile powidoki u mnie przy otwartych oczach miały charakter lekki i raczej trójgraniasty to kolega miał je bardzo zaawansowane. Gdy kręcił przed sobą kulę rękami widział cały czas jej świetlisty zarys. Gdy rozszerzał ręce kula rosła i analogicznie malała przy zmniejszaniu jej objętości. Ja uosobiłem rutę z kobiecą postacią elementem nadającym mi wgląd w bieg natury. Było to odczuwalne w ciele jako przechodząca przez nie energia nadająca cel kiełkującemu ziarnu, rosnącemu drzewu czy tygrysowi polującemu w tajdze. Wszystko było idealną układanką boskiej kreacji będącą naturalnym stanem świętości. Gdy peak trawy zaczął maleć postanowiłem zażyć DPT.
T+220 Wciągneliśmy każdy po 52 mg DPT po czym wróciliśmy na łóżko by oddać się doświadczeniu. Towarzysz do ostatniej chwili nie był pewien czy ma brać gdyż przeczuwał że jeszcze nie ma peaku ruty. Okazało się to prawdą. O ile u mnie pojawiała się piękna wizyjna synergia wizualizująca każdy możliwy stan emocjonalny za pomocą symboli (w tym wniknięcie w ciało mojej śpiącej nago 130 km ode mnie ukochanej, lub uświadomienie sobie swojego młodzieńczego strachu jako echa traumatycznego doświadczenia z czasów przedszkolnych) i dalej śmierć i pustka w doświadczeniu psychodelicznym to przyjacielowi zaczął doskwierać okropny spływ i wraz z wchodzą psychodelą DPT. Zaczął się dusić i nie mógł oddychać (miał wrażenie suchego zalepionego gardła, lecz po wypiciu kilku szklanek wody i ciepłej herbaty wrócił na łóżko oddając się doświadczeniu przez kilka godzin, kilkukrotnie tez wymiotując w konwulsjach). To dopiero uświadomiło mi że jego peak ruty dopiero następował z opóźnieniem, gdyż ja też wymiotowałem podczas wznoszenia). Ten przerywnik wyrwał mnie w stan gotowośći i dalej czuwałem nad nim paląc długiego blanta na trzy razy co godzinę i jednocześnie rozkoszując się jeszcze nienachalnymi wizjami przy zamkniętych oczach.
Rano już na spokojnie rozmawialiśmy na temat naszych doświadczeń. Przyjaciel stwierdził, że mógł dać szansę tylko rucie na pokazanie wszystkiego co ma do zaoferowania. Ja natomiast żałowałem odrobinę, że nie wziąłem dwóch porcji DPT. Wtedy każdy z nas byłby zadowolony bardziej, co nie znaczy, że i tak nie byliśmy psychodelicznie spełnieni. Myślę, że post ścisły 12 godzin przed rutą dał wiele, przynajmniej wymioty nie były bardzo męczące.
- 11144 odsłony
Odpowiedzi
.
.