kohezja
detale
raporty delicsajko
kohezja
Są to fragmenty z podróży mesjasza, niektóre bardziej lub i mniej spójne. Pozwól im płynąć, unosić się na obrzeżach jaźni niczym jedwabnym zasłonom otaczającym to, co podobno stałe i niezmienne.
***
Wynurzam się pośród pustki, nie wiedząc kim, czym i czy ogóle jestem. Wątła mgiełka świadomości nabiera masy, cząsteczki poszukują się niczym neurony próbujące stworzyć nowe połączenia, a wraz z narastającym tętnem procesu pojawia się coraz więcej informacji.
Jestem, a więc najprawdopodobniej istnieję. Istnieję, więc pewnie jestem. Napięcie, ramiona, skóra. Kolana, podbródek, pośladki. Powoli formuje się postać ludzka, w dziwacznej pozie się znajdującą.
Nadchodzi świadomość dźwięku, a więc czuję.
Słyszę całym ciałem, jednak nie rozumiem nic. Jakiś nieznany dialekt? Które to plemię? Plemię? Czy to w ogóle jest język?
Źródło wibracji orbituje wokół mojej świadomości, bombardując ją, nie opieram się. Pozycja embrionalna, a jednak siedzę. Grawitacja i zimno obiektu pod ciałem moim dobitnie mi to uświadamiają.
Mięśnie, kości, usta. Powieki. Otwieram.
Siedzę na wysokim zamku niczym pisklę na szczycie jadeitowego stalagmitu. Ogromna głowa kiwa się na cienkiej szyi, umięśnione nogi objęte wątłymi ramionami. Orbitowanie wciąż trwa, chmury opadają na tereny pode mną, a słowa (teraz już wiem, że to słowa) przyciskają je do gruntu rzeczywistości, nadają sens.
- ... i ta sałata zepsuta była, se wyobrażasz?
Niemające właściciela dane, punkty zaczepienia. Burzą się, kleją, nabierają znaczenia. Pojawia się rezydent obcej świadomości, antropologiczny strumień weryfikacji dźga mnie dopiero co powstałe psyche:
Głos męski, raczej młody, chociaż już dojrzały. Niskie wykształcenie, lekko zdeformowane głoski - naleciałość holenderska; słychać charakterystyczne dla ludów mieszkających przy wschodniej granicy ruszanie się akcentu.
Co tu robi dwudziestokilkulatek z Białegostoku?
Oscyluję mojem lądogłowiem na powierzchni rzeczywistości. Spaść nie mogę, pisklę nie ma skrzydeł.
Bo teraz to już nie jest sprawa dykusji - jestem. Byłem też przed. Następny krok - dowiedzieć się.
Czuję jak przez dziury w głowie ulatnia się gaz i zaczyna płonąć, barwiąc mą czaszkę czernią, zdobiąc ją płomienną koroną. Wysoki dźwięk, gwizd wręcz i wiem - to mózg się gotuje. Tego już mu za dużo, jednak teraz to i tak bez znaczenia.
Opadają kolejne warstwy chmur, mój szczyt opiewa blask upragnionego słońca, ostatnie podanie.
Nastałem.
***
To przecież farsa.
***
Dokładnie zmywam z siebie włosy. Nie lubię, jak kłują.
Farsa.
Patrzę na dłonie i widzę pisklę. Pęcznieją - węzły, guzy, ścięgna, blizny.
Dorastam.
Zaciskam pięść - jestem mężczyzną.
***
Suchy piasek, suche stopy, suche usta. Oko patrzy, prowadzi mnie w drodze. Jedynie wieczność dzieli mnie od wyznaczonego niewiadomego celu. Poprawiam zasłonę na twarzy, wody powinno wystarczyć.
Wiedziałeś, że jak zakopiesz tu wymieszane składniki od Rheedy, to będziesz w stanie upiec chleb? Tak jest kurewsko gorąco. Jajka, nie da rady, ale ten specyficzny chleb - jak najbardziej. Przydatne.
Fantasmagorie atakują, próbując mnie powalić. Szpony, kopyta, rogi - bestie demoniczne nadeszły. Nie walczę z nimi, jestem ponad to - idę w przód z uniesionym czołem, świadom swego przeznaczenia.
***
Powstaję wielokrotnie, choć nigdy nie upadam - niezliczone istoty, twarze ich jak w kalejdoskopie, biegniemy razem. Raz toporne, innym razem smukłe i wyniosłe, zawsze potrzebujące zapalnika - mnie.
***
No i jestem. Poczucie świętej misji zakodowane od zawsze w mojej istocie. Umysł nad materią, aż się śmiać chce się się.
- 3030 odsłon