uzależnienie od szczęścia
detale
raporty mylullaby
uzależnienie od szczęścia
podobne
Wypiłam roztwór ze 150mg kodeiny o godzinie 13:20 i włączyłam komputer aby przejrzeć to i owo w internecie. Długo nie musiałam czekać, gdyż już po 20 może 30 minutach poczułam uderzenie ciepła i przyjemny zawrót głowy. Czułam to już tyle razy ale zawsze nie mogłam się doczekać kiedy to nastąpi p oraz kolejny. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, wyobrażałam sobie jak pięknie by było móc utrzymać ten stan przez całe życie, jak ono by wtedy wyglądało? Jak bym funkcjonowała? Jako, że znowu było mi mało wstałam i poszłam do kuchni i rozkruszyłam jeszcze jedno opakowanie tabletek i przeprowadziłam ekstrakcje, która trwała chyba z godzinę i nie mówię tu oczywiście o oddzieleniu się paracetamolu od kodeiny ale o samej, powolnej czynności kruszenia, mieszania z wodą i delektowania się każdą sekundą z poczuciem wewnętrznego zadowolenia. Gdy kodeina pływa we krwi i czujesz się wypełniony nią od środka, każdą czynność chcesz powtarzać, monotonne czynności stają się przyjemne do granic możliwości. Tak nawiasem mówiąc, zawsze mam w apteczce 6-8 opakowań Antidolu lub Thiocodinu tak na wszelki wypadek, żeby potem pod wpływem kodeiny nie latać do apteki po więcej bo moja chęć brania zmienia się wedle nastroju, sytuacji i pogody :) Po pozbyciu się paracetamolu wypiłam do dna przeźroczysty roztwór stwierdzając, że smak jest jedynie dowodem na to jaką truciznę zażywam. Czasem gdy biorę kodeinę chodzę cały dzień po pokoju wykonując drobne czynności, a czasem po prostu się kładę i słucham muzyki delektując się szczęściem.
Godzina 15:50 zaczyna działać druga porcja. Byłam w tym momencie w pozycji stojącej lecz gdy tylko to poczułam osunęłam się na podłogę. Pomimo odurzenia i zawrotów głowy wystraszyłam się, ponieważ miałam problem z oddychaniem i było to dosyć niekomfortowe. Zaczęło mnie mdlić i domyśliłam się, że wzięłam za dużo bo nie mam tolerancji. Zadzwoniłam do mojego chłopaka - Kacpra i poprosiłam żeby przyszedł, a miał na szczęście wolny czas. Kacper nie bierze kodeiny ani innych opiatów, on woli opioidy, tramadol szczególnie mu przypasował ale to też rzadko. Przyszedł po 20 minutach i spytał co się stało bo widział, że coś jest nie tak.
- Nawaliłaś się? - spytał
Nie lubię takich określeń ale odpowiedziałam, że chyba za dużo wzięłam i ciężko mi się oddycha. Poszedł do łazienki i wyjął z apteczki hydroksyzyne. Wrócił do pokoju i nalał mi trochę do plastikowego kubeczka. Wypiłam i uspokoiłam się. Powiedział, że mam się nie przejmować i głęboko oddychać, zamknąć oczy i zapomnieć. Tak zrobiłam, czułam się jakbym brała pierwszy raz ale tak nie było. Przytulił mnie i siedzieliśmy na łóżku rozmawiając, a właściwie to tylko on mówił, a ja nie miałam siły wydusić słowa. Zanim rzuciłam morfinę, to on robił mi zastrzyki, przychodził i pytał czy chcę więcej, nigdy mnie nie umoralniał bo wiedział jakie to dobre, wiedział też jak bardzo lubię gdy on mi je robi, gdy odmierza dawkę, delikatnie wkłuwa się w żyłę, dociska tłoczek, a ja po raz kolejny ląduję na podłodze.
Wracając do tematu. W pewnym momencie wstał i zostawił mnie na łóżku (nie wiem, która była godziny i mało mnie to obchodziło). Usłyszałam, że poszedł do kuchni. Wrócił po jakimś czasie ze szklanką roztworu kodeiny. Pamiętam, że powiedziałam "Daj mi spokój, nie chcę już" pomimo, że było mi bardzo, bardzo przyjemnie i każda komórka mojego ciała była znieczulona do granic możliwości, miałam ochotę wtopić się w podłoże. Można powiedzieć, że wepchnął mi to do ust, a ja nie miałam siły stawiać oporu, po prostu nie miałam siły. Wypiłam. Zobaczyłam, że jest godzina 18:00, a kolejne 150mg właśnie daje o sobie znać. Niektórzy biorą 600, 800, 1000mg na raz, bo tolerancja utrzymuje się na wysokim poziomie, ja mam to szczęście, że robię dłuuuuugie przerwy + dxm, co ją bardzo obniża, wręcz spada do zera a potem wszystko zaczyna się od nowa.
Nikt, kto nie brał, nie jest sobie w stanie wyobrazić jak czuje się osoba pod wpływem opiatów. Nie wie jak to jest, gdy całe ciało wypełnia "płynne szczęście", świat staje się miękki, każda ściana czy podłoga staje się miękka i przyjemna w dotyku. Nic nie czujesz poza ciepłem, które wypełnia twoją głowę i zalewa euforią. Jest to coś czego nie można porównać z najszczęśliwszym momentem na trzeźwo: ślubem czy urodzeniem dziecka, takie rzeczy stają się proste i tracą znaczenie, gdy zaczynasz brać.
Trzy godziny później Kacper nadal był przy mnie, nie nudził się i chyba sprawiało mu przyjemność być przy mnie i "opiekować się" mną, jeżeli można to tak nazwać. Ja ciągle przysypiałam i budziłam się z uczuciem "wypełnienia" w głowie czymś gęstym i ciepłym. Na odchodne podał mi czwartą porcję narkotyku i spytał tym razem czy chcę. Odpowiedział po prostu "Tak".
Nie będę pisać co potem czułam bo nie da się tego opisać. Mogę tylko powiedzieć, że gdy się rano obudziłam nie byłam pewna czy to stało się naprawdę, czy takiego szczęścia naprawdę można doznać na kodeinie. Można. Zapewniam wszystkich, którzy chcą spróbować i WSZYSTKIM ODRADZAM!!! Ciągła chęć brania, nieprzerwane uczucie rozbicia i niechęci do wszystkiego, nienawiść do siebie, do świata, płacz i niepewność czy mogę sama sobie ufać - to z czym muszę żyć na co dzień. Mogę też oczywiście ugasić to pragnienie - kolejną dawką kodeiny.
Pozdrowienia dla wszystkich w stanie pełnej trzeźwości.
- 38263 odsłony
Odpowiedzi
Orany
Fajny Kacper. Moj ma podobnie, tylko jesli chodzi o psychodeliki/dysocjaty. Wawoj nie badz ciota, dopierdol DXM/strzel sobie MXE. Absolutnie nie trzeba mnie dlugo namawiac. ;D
Zrób sobie przerwę ;*
Może jednak zrobisz sobię z tym przerwę? Bo to chyba już dużo dla ciebie. Życzę powodzenia w życiu i trzymam kciuki! Mam cię ochotę przytulić...