po co chodzić skoro można latać?
detale
raporty sztywnymixmajsta
po co chodzić skoro można latać?
podobne
Witam.
To już mój trzeci trip raport na tym forum. Chciałbym, żeby zwrócili na niego uwagę głównie nowi użytkownicy i zastanowili się tyle razy ile to potrzebne czy warto brać kryształ w ciągach. Opiszę głównie ostatni dzień mojej podróży bo jest to myśle najciekawsze przeżycie, chociaż sam chciałbym żeby nigdy się to nie wydarzyło. Zapraszam do uważnego przeczytania.
Był to marzec 2018 roku. Zostałem wyrzucony z domu. Byłem już głęboko uzależniony od kryształu, po który jeździłem do lokalnego sklepu z dopalaczami kilka razy dziennie. Opuszczenie przeze mnie domu pierwszego dnia było dla mnie jak odczucie wolności, gdyż wiedziałem, że kolejne kilka godzin będę nastukany. Nie mysłałem w ogóle o konsekwencjach czy o tym gdzie będę spał. W sklepie z dopalaczami można było kupić kilka rodzajów kryształu. Mnie jako fana eurofyków interesowal jedynie klefedron. Na kryształ ciągle znajdowały się jakieś pieniądze. Nie będę opisywał wszystkich i przejdę do najciekawszej części mojej przygody.
Po 10 dniach ciągu na klefedronie i innych dopalaczach (między innymi hexenie), spania na klatkach schodowych, tracenia przytomności w losowych miejscach, problemów z policją osiągnąłem stan, w którym mózg prawdopodobnie już się wyłączył. Byłem żywym trupem. Sam dziwie się, że w ogóle coś z tego stanu pamiętam. Taaak... Pamiętam dokładnie, w którym momencie zaczęły się halucynacje na wysokim poziomie. To była dziesiąta noc moich lotów. Siedząc na klatce schodowej na strychu jakiegoś wierzowca i patrzenia się w telefon, słuchania muzyki miałem wieczne wrażenie, że ktoś stoi w ciemności i się na mnie patrzy. Wiem co pomyślicie. Typowe haluny po 48godzinach na dołku. Nie tym razem. Podchodziłem do tej osoby i coś do niej gadałem. Zupełnie jak po deliriantach. Czytałem już to gdzieś gdzie ktoś opisywał aviomarin. Następnie ze strachem wyszedłem z tej klatki. Miałem przy sobie jeszcze dwa gramy kryształu a gdy zauważałem, że każdy samochód zamienia się w radiowóz, wszędzie świecą się syreny policyjne, które słyszałem i jacyś ludzie którzy za mną chodzili, coś krzyczeli, wiedziałem, że przesadziłem ze wszystkim. Nie odróżniałem już świata rzeczywistego od halucynacji. Nawet nie wiedziałem, co jest światem rzeczywistym bo wszystko wyglądało jak w jakimś piekle. Postanowiłem wtedy ze sobą skończyć. W sumie to z kilku powodów już nieważne z jakich więc załóżmy, że to wina mojego złego aktualnego stanu. Miałem dużo benzodiazepin, które miałem pogonić. Zjadłem całe lub prawie całe opakowania : clonazepamu, relanium, estazolamu, sulpirydu, lorafenu, chloroprothixenu po czym wciągnąłem 2 gramy, które mi zostały na kilka kresek żeby jakoś przeszło przez nos.
No cóż... Obudziłem się na OIOMie bo kolega wiedział gdzie jestem (chyba nawet się z nim pożegnałem) a wiedział, która klatka i tam właśnie leżałem. Zadzwonił na pogotowie bo już się dusiłem i nie reagowałem na nic. Wiadomo co dalej znaczy standardowe procedury w przypadku przedawkowań, których jeszcze potem było wiele. Płukanie żołądka, 3 dni w szpitalu, przymusowa obserwacja w szpitalu psychiarycznym na oddziale zamkniętym. Benzo długo mnie trzymało bo tych 3 dni w szpitalu prawie nie pamiętam a w psychiatryku jeszcze nawet nie byłem w stanie ustać na nogach a co najśmieszniejsze podejmowałem kilkukrotne próby ucieczki.
Chciałbym aby ten trip raport był przestrogą dla osób, którzy dopiero zaczynają ze stymulantami/euforykami. Głównie dla tych, którzy czują już miłość do tego zdradzieckiego proszku. Ja będać w tamtych czasach uzależnionym, mogłem oddać wszystko za kolejna sztuke kryształu. Nie jestem do końca pewien ile czasu nie spałem. Było to około 10 dni z tym, że usypiałem tam na 15 min gdzieś na klatkach schodowych albo traciłem przytomność ale nie wiem czy można to zaliczyć. Konsekwencje swoich działań ponoszę do dzisiaj i bardzo żałuję, że nie opamiętałem się w porę. Dzięki za przeczytanie. Do kolejnego raportu. Cześć :)
- 17472 odsłony
Odpowiedzi
Czytam kolejny Twój raport i
Czytam kolejny Twój raport i srogo się o Ciebie martwię. Rozumiem , że nie zależy Ci na życiu. Rozumiem , że walisz dopóki nie umrzesz . Ale wiem, że kiedyś też byłam na podobnym dnie. Da się. Odrobina, kapeczka woli a reszta zrobi się sama . Nie dla siebie . Zrób to dla rodziny . Dla mamy? Dla kogoś kogo jeszcze resztkami człowieczeństwa szanujesz . Kogoś kto jest choć minimalnie ważny? Kogoś kto naprawdę będzie cierpiał jak umrzesz...
Kurczę. Szkoda Cię. (Mówię jak ciotka Kryśka ) . Naprawdę. Szkoda ...
Mam nadzieję że jeszcze
Mam nadzieję że jeszcze żyjesz.
Jeśli możesz odpowiec