bezgraniczna euforyczna empatia (newbe)
detale
raporty hennessy
- Zgrzybieni leśni ludzie (gringo)
- Psilocibe Semilanceata - miły, domowy trip (golden afternoon)
- Ludzki Suwak - miejsce oderwania ze znanej rzeczywistości... (WladcaMalp)
- Kuchnia Bogów (heru)
- Szałwia nitki daje (pilleater)
- Na pełnym wdechu (Gwynnbleid)
- THC po raz pierwszy (kozax)
- Krzywa wycieczka do cyfrowego piekła (core)
- 1575mg (Qbkinss)
- Zawieszony w czasie i przestrzeni... (rupert_the_peanut)
bezgraniczna euforyczna empatia (newbe)
podobne
15.04.2007
Wraz z dosyć pokaźną grupą znajomych postanowiliśmy się wybrać na dyskotekę w klimatach house i techno. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni i każdy miał ze sobą ładunek magicznych kółeczek, w ilości od jednego do trzech. Udaliśmy się najpierw do baru. Zamówiłem ze znajomym herbatkę, przy której zjadłem połówkę koniczynki. Po 15 minutach postanowiliśmy wejść już do środka, na disco. Będąc już w środku i czując już działanie pierwszej połówki, dojadłem drugą połowę... i wtedy się zaczęło...
Czuje delikatną zmianę świadomości i percepcji. Wszystko jest takie inne, przyjemne, radosne. Patrzę na tych ludzi, wszyscy sie bawią, tańczą, śpiewają, ach te basy, ta muzyka przeszywająca całe ciało, ten rytm który mnie niesie na parkiecie, niesamowite. Potężna dawka energii przechodzi przeze mnie, słysząc ulubione kawałki niemalże mnie rozrywa na parkiecie. Kolega wyciąga mnie przed klub, żeby zapalić. Wychodzimy i przed klubem wdajemy sie w bardzo przyjemną rozmowę z ochroniarzem. Pytamy jak mu się pracuje, czy lubi tę pracę itp. Rozmowa o pierdołach, ale rozmawiało się wyśmienicie. Po wypaleniu papieroska poszedłem z kolegą po piwko. Usiedliśmy sobie i rozmawialiśmy. Wszystko było bardzo przyjemne, takie radosne, czułem się, jakby niosła mnie muzyka. Stwierdziłem, że przyszła pora na kolejną koniczynkę. Tym razem wrzuciłem całą i, zanim się dobrze wkręciła, wypiłem jeszcze ze 2 piwka. Tym razem wystrzeliło mnie w kosmos. Oczy jak pięciozłotówki, niesamowita empatia i chęć zabawy ze wszystkimi. Wbiłem się w środek parkietu z kumplem i dosłownie wpadliśmy w trans. Tańczyliśmy chyba ze 3 godziny bez przerwy. Jak roboty, w transie. Włączyli stroboskop i lasery, kurwa, jaki to był niesamowity efekt. Czułem nieco psychodeliczne uginanie się przestrzeni, którą przeszywały różnokolorowe lasery. Stroboskop wywołał w moim mózgu spowolnienie czasu. Czułem, że tańczę już z godzinę, a minęło zaledwie 20 min. Wszystko widziałem w spowolnieniu, moje ruchy także były bardzo powolne. Znajomi mówili, że na parkiecie wywijałem jak dziki. Rogal mi z twarzy nie schodził, tańczyłem jak oszalały na parkiecie, ciesząc się i uśmiechając sie do każdego. Spotkało mnie miłe zaskoczenie, bo większość też była porobiona tabletami (oczy) i wszyscy odwzajemniali moje uśmiechy. Podchodziło do mnie mnóstwo osób, ze wszystkimi rozmawiałem, tańczyłem, śmialiśmy się cały czas. Gdy puścili piosenkę "relax - take it easy" cały parkiet zaczął wyć - najgłośniejsza była nasza ekipa. Muzyka była mną, zamykałem oczy, widząc pod powiekami mnóstwo kolorowych wizuali, które mną owładnęły. Nie musiałem się ruszać, to muzyka mną kierowała. BYŁEM MUZYKĄ, poruszałem się razem z bitami, które przeszywaly moje ciało, zostawiając na nim przyjemne fale ciepła i dreszczy.
Jedynym minusem było to, że pociłem się okropnie i musiałem pić mnóstwo piwa, żeby się nie odwodnić. Gdy wybiła godzina 2:00, znowu poszedłem na piwko z najbardziej stableconym kolegą, tym razem w plener. Wyszliśmy przed klub, kupiliśmy po dębowym i usiedliśmy sobie gdzieś za garażami. Chcieliśmy w spokoju porozmawiać. Rozmawialiśmy głównie na życiowe tematy, poruszaliśmy wątki biednych, chorych ludzi, pokrzywdzonych przez społeczeństwo. Było nam bardzo przykro, że w tym momencie my - zajebiście zadowoleni pod wpływem ekstazy, czujemy sie zajebiście, niczego nam względnie nie brakuje, a są ludzie, którzy mimo tego, że są w porządku, bardzo cierpią. Popłakałem się, mojemu znajomemu też łezka pociekła. Rozryczałem się jak baba - dziwną fazę miałem w głowie. Stałem sie bardzo wrażliwy emocjonalnie i smutno mi sie robiło jak ktoś mówił o czymś smutnym. Potem rozprawialiśmy o swojej przyjaźni. Obydwaj wspominaliśmy wspólnie przeżyte chwile, trudne i złe momenty w życiu, w których zawsze jeden drugiego wspierał. Kumpel mnie co chwile przytulał i ja jego (troszkę pedalsko to wyglądało, ale sami wiecie jak to jest po ekstazkach). Gdy już skończyliśmy rozmowę (i piwko), wbiliśmy z powrotem do klubu i znowu na parkiet. Znowu tańczyłem z godzinę jak w transie, po czym znów przyszła ochota na piwko (maksymalnie sie spociłem, więc trzeba uzupełnić płyny). Siedzimy przy piwku i wszyscy zaczęli mi ponownie składać życzenia. Każdy był stablecony, mówili mi jakim jestem zajebistym kumplem i w ogóle to nie wytrzymałem i znowu się poryczałem... Wszystko było TAK cudowne, że ciężko jest mi to opisać.
Po jakimś czasie udałem sie do WC i zaaplikowałem kolejną tabletkę, to już mnie zupełnie pozamiatało. Jak wróciłem na parkiet, cała przestrzeń zaczęła się uginać pod wpływem basów i muzyki. Zacząłem tańczyć z jakąś dziewczyną, było bardzo przyjemnie. Cały czas myślałem o tym, jakbym z nią uprawiał seks po MDMA. Dziwna faza, już ciężko było mi to kontrolować. Tańczyłem z nią trochę i nagle przeszła mi ochota na podrywanie pustych lasek. Wkręciłem sie w taniec, wpadłem znowu w trans i tak już tańczyłem do rana. Strasznie powykręcało mi twarz, robiłem głupie miny, jęzor na wierzchu, oczy uciekały, szczękościsk - zęby mnie rano bolały. W kulminacyjnym momencie działania ostatniej tablety byłem w tak ekstatycznym stanie, że chciałem w nim trwać do końca życia. Nie chciałem schodzić z parkietu - musieli mnie z niego ściągnąć na siłę. Jeszcze dodam, że pod koniec zamieniłem się w dobrą wróżkę i odprowadzałem wszystkich najebanych kolesi do wyjścia.
Powrót do domu był ciężki, organizm zaczął wysyłać oznaki zmęczenia, a mordę dalej mi wykręcało, ludzie sie na mnie dziwnie patrzyli, a ja nie moglem nad tym panować. Wróciłem o 7 do domku, od razu ustawiłem sobie azymut na łóżko, bach i śpię. Następnego dnia miałem chemicznego kaca, czułem sie "przetyrany" na mózgu, ale później to uczucie przeszło. To była najprzyjemniejsza, najfajniejsza, najbardziej euforyczna impreza, na której kiedykolwiek byłem. To wszystko tylko dzięki malutkim kółeczkom.
Daję im ocenę 10/10, najlepsze pile jakie w życiu jadłem.
Pozdrawiam. Kocham was. :*
- 24164 odsłony
Odpowiedzi
łał, mimo że imprezy techno
łał, mimo że imprezy techno to kompletnie nie moje klimaty, to czytając ten raport aż mam ochotę spróbować TEGO właśnie TAM ;). świetny opis świetnych przeżyć. a przy ostatnim wersie szczerze się uśmiałam.
___________________________
'And you know I'm fine
but I hear those voices at night'
Noo kolego ,poleciałeś ostrooo xDD !!!
miałam podobne przezycia po tych wspaniałych kółeczkach ;D małe a cieszy hehe ,a co najlepsze - jakiego daje kopa ahh xD cała noc można szaleć i szaleć, zero jakiego kolwiek zmęczenia dopiero później można to odczuć ale i tak dobra bania jest :D Co do tego ze płakales to nie znam osoby która by po tym nie miała takich akcji ;D ja osobiście tez sie poryczałam i nawet nie wiem czemu tak sie dzieje no ale tak juz jest heeh.. :P dawno juz sie z tym nie bawiłam ale po przeczytaniu tego raporciku zajebiście naszło mnie na kółka :D:D zajebisty opis tego co przeżyłeś . W100% odzwierciedla to co sie dzieje po spożyciu tej substancji =D dzięki serdeczne ,miło było sobie powspominać jak to kiedys było:)) 3maj się !
Doobrze
Fajny wpis, chętnie bym z tobą taki high przeżyła. Imprezy techno są idealne na pigułki szczęścia. Pozdro ;)
moc