masochizm
detale
THC
Kodeina
DXM
LSD
Mix ziołowy
Efedryna
masochizm
podobne
Zastanawiałem się- jak to będzie?
Spodziewałem się mniej więcej czegoś w stylu DXM x100
Ale srogo się myliłem.
Oczekiwanie podniecało mnie niemiłosiernie. Dzięki pewnemu człowiekowi (świat niech Ci błogosławi :D) paczka z Divinorum gnała do mnie kurierem. Dzisiaj zadzwonił około godziny dwunastej, że zaraz będzie. To był dla mnie Święty Graal.
Z uśmiechem kreśliłem przyszłego trpa i myślałem, że wyjebie mnie od razu poza ciało, zaczną się OEVY zasłaniające całe pole widzenia, że będę czuł się w kilku miejscach na raz... i takie tam. Oj życie życie- nie da ci tego, czego być dokładnie chciał. Da to, na co zasługujesz i czego ci trzeba.
Tak więc przyjechał kurier, a ja poleciałem jak dziecko, odebrać paczuszkę. Otworzyłem i kiedy już woreczek podpisany "Sage x5" spoczął na dłoni, nie wiedziałem, czy tego chcę. Bałem się. Zmierzyłem tętno na telefonie- 120. Moja średnia to 61 :D
No ale nabiłem, spaliłem dwa buszki, czyli całość nabitej lekko lufki. Po dziesięciu sekundach poczułem, że świat robi się "gęstszy". Tak jakby koncentrowała się w nim jakaś energia. Na twarz wpełzł mi uśmiech. Ciało zrobiło się bardzo zwinne, zupełnie inaczej niż na DXM. Po kaszlaku czujesz się jak wypełniony helem balon, po Salvi- jak idealnie mobilna maszyna z nanowłókna.
Stan nieco podobny do upalenia, ale z wyraźnie mocniejszą... esencją... czegoś. Nie wiem jak to określić. Włączyłem czilową nutę i położyłem się na łóżku, czując, jak wiotczeję, albo w ogóle tracę nogi. Nie wiedziałem, o czym myślę. Wszystko lekko się kołysało, momentami tak fajnie przybliżało i zaraz wracało na swoje miejsce. Napisałem do przyjaciółki na GG "Ups, to mnie oddala", albowiem doświadczałem "pchania mnie gdzieś przez coś".
Potem słowa "Ale wali w czapę!", dalej siedzenie na łóżku i cieszenie się nieznanym dotąd zbiorem cielesnych rewelacji.
Następnie "Czuję dotyk, zabierający z tego świata"- jakby COŚ po mnie przyszło. I chciało mnie wyrwać. Czekałem, bo myślałem, że właśnie rozpętuje się faza życia. Na krańcach pola widzenia taka czarna obręcz, wokół niej momentami niezłe OEVY- twarze, oczy, niebieskie łuki. I tak sobie czekam czekam... A po 3-4 minutach to gaśnie.
Myślę- No co jest? Od razu apogeum i od razu zejście? Ognista pani, nie ma co. Spalę jeszcze, hej!
Nabijam drugą lufę. Palę. I zaczyna się najgorsze przeżycie, jakie miałem w ciągu 19 lat istnienia na tym ziemskim zagajniku świadomości- coś ze mnie wypełza.
O kurwa mać. NIGDY żadna substancja nie wchodziła mi typowo w ciało. Na MJ zdarzało mi się czuć brak przełyku, orgazm głowy, czy rozchodzący się po szczęce smak- ale to wszystko miało subtelny wydźwięk. Nie pchało się. Na gałce- tarcie o siebie narządów. Na deksie- puchnięcie ciała. Na LSD- wszystkościsk euforii.
No ale takie coś... przerosło niegotowy na intensywność wkręty umysł. Wszystko, czego próbowałem do tej pory, działo się głównie w psychice. To po pierwsze. Po drugie- mogło być świadomie kontrolowane.
Szałwia jest inna- siedzę i nagle zaczynam czuć, że kabel od słuchawek, który opiera mi się na klacie, ze mnie wypełza, wpełza do środka, przecina mnie, oplata i chuj wie co jeszcze.
Pomyślałem- O matko! Przyszli po mnie! Chcą mnie zabrać! To COŚ było przy mnie i mnie szarpało. Wyrywało mnie ze mnie.
Ależ się przestraszyłem. Nie dało się pomyśleć "Nie no spoko, to tylko wkręta", bo świadomość została CAŁKOWICIE zajęta przez fakt, że mnie kurwa gdzieś zabierają.
Kabel- próbowałem go z siebie zdjąć, czując przy tym mniej więcej coś takiego, jakbym sobie wypruwał żyły. Niemiłe. Stanowczo do jasnej ciasnej niemiłe. Plątał się, był chaotyczny, bolesny.
Dodatkowo towarzyszyło mi takie uczucie, że coś mnie wypełnia w ciele, od nóg po głowę, a myśl miałem mniej więcej taką "Są tu. Daj im się zająć swoim ciałem. No daj!"
Na co ja: NIE NIE NIE NIE NIE!!!!
Ale na nic to się zdało. Kabel dalej we mnie wsiąkał, stanowiąc coś w rodzaju łącznika między moim światem, a tym, do którego wsiąkałem ja.
Szepnąłem: Kurwa, nie teraz, nie przy ludziach, przecież to nie ma prawa się stać!
Ale się działo. Byłem świadomy czasu i tego, jak po trochu się gubię w określaniu jak działa fizyka, a tocząc walkę z kablem, dotykając go i bojąc się go nie urwać (bo wiązałoby się to z wyrwaniem sobie przełyku, przynajmniej tak mi się wydawało), ale i nie chcąc mieć go na sobie, bo przecież przypominał, że teraz nie ma podziału na "cielesne i obce", modliłem się w duchu, żeby to się okazało tylko snem. Bo właściwie było- trip miał formę snu, jakiegoś krótkiego i ulotnego koszmaru.
Nierealność mojej przygody, choć doskonale realna, kazała w siebie nie wierzyć. To już nie deks, że możesz sobie wyłączyć jakiekolwiek chęci, by się zastanowić i brać wszystko na luzie, podsumować świat słowem "niech będzie- to jest jak kurz, którego NIE DA SIĘ strzepać. Jesteś TAK ŚWIADOMY tego co ma miejsce, że uwagi za nic nie odwrócisz.
Od trzech minut siedzę i nie wiem, co robię- chyba napinam mięśnie i stawam opór. SĄ TU, a kabel to moja smycz. Ileż razy przeze mnie przeszedł, ileż razy mnie zaskoczył tym, że żyje.... ech.
Udało mi się w końcu zdjąć słuchawki! Rzuciłem je w kąt i krzyknąłem z uglą:
-SPIERDALAJ!!!
Położyłem się i zamknąłem oczy, a muzyka poleciała z głośników. Uspokoiłem się.
Pomyślałem- nie nie, to był tylko głupi wkręt, przecież to nieludzkie, żeby kable mogły aż tyle i żeby cielesna łączność z czymś niewiadomego pochodzenia mogła w ogóle zachodzić. Nie nie nie. Nie myśl o tym.
Leżałem jeszcze jakieś 4 minuty, mając cholerne deja vu i przypominając sobie swoje wcześniejsze tripy na szałwii. No ta, tyle że ja ją paliłem pierwszy raz w życiu. A jednocześnie miałem ogromne, niezmącone przeświadczenie, że to przecież wszystko JUŻ było... jest... będzie... hahaha... taka pewność nie do zagięcia. I świadomość, że stało się coś, o czym nie wiem. Gdzieś. Między myślami o przeciętym materią nieorganiczną ciele i między troską o własną normalność- coś tu było już wcześniej.
Nie wiedziałem co, po co, jak. No kurde, to było i koniec. Po co w ogóle mam drążyć temat? Skupiam się na swoim osobistym mind-fucku, który "ja" przeżyłem- przypomniałem sobie szczegóły szczegółów i to, że wystarczyło kilkaset sekund, by nic już nie było takie samo- granice pękły. Od teraz wiem, że... coś tam. Wiem, że wiem jeszcze mniej? Czyżby nic?
Grunt, że nie ma kabla i się uspokoiłem. Nie ma ich. Zamiast boleści zjawia się uczucie podobne do tego na deksie- jakbyś nie zrobił NIC, no ale wszystko... MIG... przeleciało ci koło nosa. Tak. Ten trip był za krótki i za dziwny, ale i tak zbyt ostry dla mnie. Cieszy mnie, że nie musiałem robić nic więcej. Pomyślałem "Ej, dzięki świecie"
Leżałem. Coraz bardziej świadomy tego, że to ja kontroluję sytuację. Czułem się jakby na stole operacyjnym, wszystko było takie sztywne, ale i lotne. Głowa nasączona szokiem. Jebanym szokiem. Inaczej tego nie nazwę. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że aż taka ostra, nie do pomylenia z realiami, a nawet i realniejsza halucynacja dotykowa może kiedykolwiek mnie spotkać. Nie było wąsko pojętych rewelacji. Nie było błysków, stuprocentowych wizji ani bilokacji, ale dostałem coś kurewsko cennego- ŚWIADOMOŚĆ. Takiej świadomości nie daje ani deks, ani nic.
Kolejna myśl- "Ufffff. Leżę. Oooooo, wracamy. Chyba każdy bad-tripowicz szałwiowy zna ten moment- powrót. Jaka ulga. Z tą rośliną kiepsko się dogaduję.... ciekawe dlaczego... o, ale fajna przestrzeń!"
Pod powiekami złote kształty przypominające mój pokój w powyginanej wersji. Czułem też obecność ściany po prawej, która była falowana w taki sposób, jak moje ciało. Kiedy otworzyłem oczy, by napić się wody i ochłonąć, efektów już praktycznie nie było. Suma- 3 minuty cholernego piekła, które mogę porównać do sekcji zwłok, tylko że żyłem i nie wiedziałem, CO robi tę sekcję i kto nasłał na mnie złowieszcze słuchawki. Potem 4-5 minut łagodnego schodzenia, a na koniec efekty "po"- zaburzone odległości, no i obcość ciała- utrzymywały się przez 15 min (około)
Godzinę potem, mimo iż się bałem, wiedząc, że mogę odkryć więcej, zapaliłem jeszcze raz i nie miałem żadnego tripa. Zero.
Po jakimś czasie:
Napisałem do ziomala, że mam szałwię i czy chciałby spróbować. Zgodził się. Spotkaliśmy się około 17stej obok stawiku. Siadam na ławeczce, nabijam mu lufę i mówię, żeby niczego nie oczekiwał, bo nie wiadomo co i jak będzie.
Pali. Już po drugim buchu zaczyna monolog:
"To jest... ale nic.... hahahahahahaha! A wtedy... to jest.... hahahahah! Zobacz! Hahahahahahaha! No! Hahahaha! Albo nie... hahahahaha!"
Śmiał się jak pojebany. Seplenił, machał rękoma, cieszył się.
Powiedziałem: Good trip? Szacun!
A on dalej swoje. Jakieś urwane słowa, potężny śmiech, aż i ja zacząłem się śmiać.
Nagle wpadam na pomysł: Ej, ja też sobie dopalę, w takim środowisku można pewnie mieć lepsze loty!
Chuja prawda...
Nabijam, spalam dwa buchy i jeb!
Znowu tu są.
Ech. Tym razem nie chcą mnie zabrać. To są jakieś linki (nie widziałem, ale czułem, jak je z siebie wypuszczam), które wciskają mnie wgłąb siebie, że aż muszę się skulić.
Zaczynam czuć krawędzie. I nic poza tym. Idealne krewędzie na moich rękach- łaskoczą i z tymi linkami zapadają się tak, że wydaje mi się, że jestem wpychany do środka swojego brzucha.
Znów siada na ciało. Zaczynam mówić bardzo głośno i szybko:
-Kurwa, ostro mi!
-Hahahahahahahahahaha!- odpowiada ziomek.
-Aaaaaaa, też masz takie...
Ziom gwałtownie wstaje i zmienia wyraz twarzy. Myślałem, że go zaraziłem tripem, ale okazało się, że po prostu się o mnie martwił.
Włączam nagrywanie, które odciąga mnie od skupiania się na tym, że wszystkie kształty mnie CHWYTAJĄ.
-Aaaaaaaa- mówię. Znaczy to więcej niż wszelkie inne "słowa"
-Haha. Spooo... spooo... spooookojjjnie
-Ty, ale masz coś takiego, że to na serio trzy... trzy... trz... TRZYMA?!?!?! Trzyma cię z robienia rzeczy!!!
Ziom ma nieobecną minę, nie wie chyba, co ma powiedzieć. Ja jestem znów przerażony, znów bad trip cielesny. Do pewnej granicy- ok. Ale kurwa- nienawidzę tak ciężkich cielesnych schiz. Tym bardziej że przestajesz czuć ciało, tylko masz te KSZTAŁTY!
-Matko! Powiedz, co masz, ja... uhuuuuuuu... ja pierdolę...- mówię dość płynnie, ale głosem dziecka na kolejce górskiej. Nic dziwnego, nie?
-To działa jak ultra marihuana w szczycie możliwości, pozwalająca widzieć szczęście... w szczycie... to nie szczyt... możliwość... to nie możliwość... marihuana? Nie... to nie... hahahahahaha... i wszystko... widzę, jakbym był szczęśliwy
-A ja..... kuuuurwa.
Nawet słowa ziomka mają krawędzie i nawet one mają te linki, a linki są naprężone. Czuję, jakby coś kurewsko mocno chciało mnie wchłonąć do ziemi. Żałuję, że się temu opierałem, machając rękoma i chcąc "zrzucić" z siebie to dziwne uczucie, że wszystko jest cięciwą.
Mogłem zamknąć oczy i się temu oddać, ale byłem zbyt porażony.
Ziomek sobie stoi i się chwieje. Stoi i się uśmiecha. Kiedy wykonał gwałtowny ruch, bałem się, że też ma bad tripa i chce się pozbyć KONTRASTU.
-Też masz? Nieeee!- pytam. Albo stwierdzam
-Nie. Hahaha
-Haha, uhu huh uhu huuuu, o kuurwaaa, haha hahah, ja pierdolę- zaczyna mnie w końcu śmieszyć poziom tego, co się odpierdala.
To już nie narkotyki dla gimbusów. Zrozumiałem was ludzie. W tańcu z Divinorum- to ona prowadzi. Gratuluję wam odwagi. Wszystkim, którzy ją palą. Ja kurwa byłem przerażony, jak to tak można. No przecie już nic nie mam do powiedzenia. Minuta horroru. Minuta bezwględnego niewolnictwa.
-ZZZZZZZZZ, hhhhhhhhhh- "mówię"
-Czuję się jak pot na momi ciele, jakby był wszędzie, a jest przecież zimno.
-Zzzzznnnnoooo kuuuurrrr wwwww ahahahaha, ahahahaaaaaale jebnięte, ja już tego nie zapalę, zzzzzzz.
Filmik się kończy. Po jakichś dwóch minutach- apogeum również. Śmiejemy się z ziomalem z tego, co zaszło.
Potem mówię, że nie tego oczekiwałem. Zdecydowanie szałwia mnie nie lubi, ale kiedyś jeszcze dam jej szansę. Tylko- a)dorosnę do tego b)nauczę się pokory.
On zaczyna wywód "Kiedy mówiłem ci, że czas dorosnąć, nie miałem na myśli tego, że MUSISZ to zrobić, bo taki jest świat i tak wypada, ale że powinieneś, dla własnej korzyści. Gimnazjalne ćpanie to tylko wygoda, tylko jakieś kwestie poboczne, które zrozumiesz, ale ci się do niczego nie przydadzą."
Ma rację. Lubię grę w "rozkmiń wszechświat" bo jest wygodniejsza niż "rozkmiń siebie"
"DXM nie pokazuje ci nic, co by pomogło ci zastanowić się nad własnym charakterem. A zarówno szałwia, jak i LSD, po których miałeś bady, utwierdziły mnie, że masz za dużo ognia w sobie i teoretycznie nawet substancje, które powinny ogień wzniecać, działają na ciebie niekorzystnie, przeciwnie. Lsd- zamuła, żywioł wody. Szałwia- ściąganie do ziemi. Nie muszę chyba mówić, że jej w sobie masz najmniej. Czas zacząć ogarniać."
Ma rację. Ma jebaną rację.
"Jak na razie nie robisz ze swoim życiem nic konkretnego, masz wyjebane. Powietrze, ogień- latasz. I co ci to daje? Nie myślałeś, żeby na serio się zastanowić, ile warte są inne rzeczy? Nie myślałeś, że czas się zajść resztą, by mieć harmonię?"
Ma rację.
Narkotyki pokroju aptecznego stafu nie robią nic, prócz dania ci ciekawych kilku godzin, oderwania od problemów i uświadomienia paru głębszych kwestii (jak dobrze pójdzie), które właściwie i tak są względne.
A wszelkie narkotyki dla dorosłych potrafią ci skopać dupę. Nie tak jak DXM- psychicznie. Z psychą każdy sobie poradzi. One kopią również fizycznie- to ciężki wpierdol.
Narkotyki dla dorosłych są "dla dorosłych" dlatego, że wymagają wzięcia odpowiedzialności za siebie i otwierają oczy na to, czego najbardziej nie chcesz widzieć- mankamenty własnego "ja"
Mój największy problem- dalej chcę być dzieckiem.
Ziomal zasugerował, bym dziś pod wieczór zapalił ją jeszcze raz i tym razem totalnie się jej dał zeszmacić. Nie wiem. Boję się. Naprawdę się jej boję.
Lękam się- zarówno tego, czego mogę się o sobie dowiedzieć, jak i tego, jakie znów fizyczne boleści mi może dać. Ale to tylko kilka minut. Może warto?
Nie wiem.
Chwila namysłu....
Nie. Nie chcę palić. Podziwiam was, ale ja jeszcze zostanę przy tych narkotykach dla dzieci, wybaczcie. Na serio głupio mi, ale taka jest prawda- powinienem powtarzać gimnazjum.
Może jutro, może za tydzień znów spróbuję. Teraz chcę zjeść białe pieczywo, oglądać jakiś słaby film, założyć biały podkoszulek (najlepiej ujebany ketchupem), może dać na tacę- wszystko, by przypomnieć sobie, gdzie moje miejsce- człowieka. Zwykłej mrówki.
To było naprawdę cenne. I pewnie większość z was się spodziewała, że tak skończę i że tak dosadnie ten dysocjant uświadomi mi "subtelną" różnicę między podróżowaniem dla zabawy a podróżowaniem na serio. Więc z ochotą poczytam komentarze pełne śmiechu :D Bo w życiu tylko jednym mogę się poratować- traktowaniem samego siebie jak klauna.
Podsumowując- Szałwia Wieszcza robi niezłe tornado. Przeżyłem naprawdę dziwnych rzeczy. Ale nigdy nie czułem aż takiej mocy, aż takiej intensywności czegokolwiek. Może i nie jest najbardziej schizofreniczna (choć przy większych dawkach- napewno, ale jak tak to ma u mnie wyglądać- nie mam ochoty zwiększać dawki), może i nie powoduje, że na drugi dzień budzisz się jako błogi bobas, ale z pewnością ma w sobie czar, którego nigdy dotąd nie doceniałem- powagę. Salvinorin A- nie dla idiotów. Naprawdę.
Ze wszystkim da się pogodzić. Tylko nie z tym, z czym się nie da. A może się da? Trzeba czasu. Czas leczy rany. Divinorum to kosa pod żebro. Nie chce mi się już nic. Ależ to męczy. Witamy w świecie ludzi poważnych. Och.
Jeśli macie jakieś rady jak uniknąć nieprzyjemnych rewelacji na ciele- z chęcią posłucham.
Jak zwykle- dzięki za przebrnięcie przez moje wypociny, miłego tripowania i cześć!
- 35008 odsłon
Odpowiedzi
Nieźle
"Udało mi się w końcu zdjąć słuchawki! Rzuciłem je w kąt i krzyknąłem z uglą:
-SPIERDALAJ" - Dosyć częsta reakcja na złudzenie obecności hehehe. Ciekawe tripy i bardzo jednolite, w moim przypadku kończy się na multi-tripie w czasie którego podróżuję między wymiarami, takietam. Polecam z wlasnego doświadczenia dużo dystansu do przeżyć i własnych myśli. Spokój wewnętrzny.
O jakie rewelacje na ciele ci chodzi, podczas tripu? To jest szałwia, tak na niej jest. Ciesz się, że sam tymi słuchawkami nie byłeś, w ten przerażająco "realny" sposób :D
Trzymaj się i nie oszalej
Pisz na PW jeśli chcesz
"Może jutro, może za tydzień
"Może jutro, może za tydzień znów spróbuję. Teraz chcę zjeść białe pieczywo, oglądać jakiś słaby film, założyć biały podkoszulek (najlepiej ujebany ketchupem), może dać na tacę- wszystko, by przypomnieć sobie, gdzie moje miejsce- człowieka." Jak piękne może być zwykłe życie, nieprawdaż? :)
Spróbuj zapalić na gałce, mi
Spróbuj zapalić na gałce, mi pomogło w przejęciu kontroli, choć to też nie do końca tak.
Linie świadomej energii tnące ciało i wszystko, pisałem o tym.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Szałwia.
Tą radą rozłożyłeś mnie na łopatki Abli. Do Szałwi wystarczy szacunek i już. Ściągaj jednego, góra dwa pyczki (ale nie chmury, jakbyś gandzie jarał). Najlepiej palić w łóżeczku tuż przed snem. Sny są wtedy takie hmmm fraktalne (?). Hehe. Ciekawe, że okreslasz swoją duszę, jako młodziutką. Ze mnie to już dziadzia.
To tylko sen samoświadomości.
Nie raz się przejechałem, nie
Nie raz się przejechałem, nie chasam z aureolką
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Tripraport był fajny do
Tripraport był fajny do momentu tego pierdzielenia o narkotykach dla gimnazjum i dla dorosłych. Serio? Taki dziwaczne teorie musicie sobie ludzie tworzyć? Nie każdemu po prostu dany drag służy i nie ma to nic wspólnego z wiekiem czy rozwojem emocjonalnym, od co, kwestia osobnicza.
A no
Moja teoria może się mylić, to tylko takie głośne myślenie :D Stworzyliśmy ją sobie z ziomem, żeby jakoś wyciągnąć naukę z wyżej opisanych przeżyć. Sporo ludzi tak ma, że "dorabia" różne koncepcje, ale to tylko takie widzi mi się, nic więcej.
Pozdro :)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Btw. Bo chyba muszę to
Btw. Bo chyba muszę to napisać. To tylko halucynacja, to czego doświadczyłeś. Nie doszukuj się w tym prawdy ani przekazu bo ci odjebie (o ile już się to nie stało).
Cześć
@Gryby- Nie, jak na razie jeszcze mi nie siadło szaleństwo na psychę (chyba :)) ). Po prostu o tym nie myślę- stało się i już. A co do prawdy- nie wiem co to było, ale (dla wygody) nie uznaję tego za jakiś element bezwzględnej, niepodważalnej wiedzy o świecie. To tylko złudy ^^
Co do cielesnych rewelacji- aha, czyli po prostu działa jak działa. Nie wydaje mi się, żebym z tą rośliną mógł dłużej się bawić, skoro tak. Nawet teraz lekko mi się przypomniało to fizyczne ściąganie i taka pustka w ciele i już mi niemiło. Dopalę to co jest (z żarową) najprawdopodobniej w nów (fazy księżyca, co dziwne, też mają wyraźny wpływ na tripy, przynajmniej u mnie). Jak pójdzie lepiej- testy będą trwać. Jak nie- trudno.
Sposób jej działania jest po prostu chamski w moim odczuciu- mam wrażenie, jakby wrzucała mnie od razu w najbardziej pojebany sen jaki miałem. Ale mimo tego... ma w sobie potęgę. Napisałeś- "Jak piękne może być zwykłe życie, nieprawdaż? :)" -właśnie o to chodzi! Parę dni miałem niesamowitą radość z normalnego świata. Ta substancja pozwala się ugruntować nieugruntowanym. Terapia szokowa to najlepsza terapia :D Nie bez powodu tak się nią jarałem. Teraz, kiedy wiem już na czym stoję, mogę stwierdzić, że może i nie było tak pluszowo jak sobie wyobrażałem, ale przynajmniej spełniłem marzenie i mam nowe dane we łbie.
@Abli- oj bałbym się z gałką :D Może kiedyś z konopią, ale z pewnością nie w najbliższym czasie.
@PanSzaman- Szacunek akurat miałem i to przepotężny. Ręce mi się telepały i w duchu przez parę minut błagałem, by było git, okazując pokorę. Ale jednak chyba oczekiwania wzięły górę.
Dzięki za tipy tak czy inaczej, dobrych lotów życzę! :)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
A no jest chamska i
A no jest chamska i nieprzewidywalna, zawsze zaskakuje. Pamiętam jak połowa salonu i połowa mojej świadomości zamieniły się w pokój babci sprzed kilkunastu lat i moją świadomość wtedy, hehehe
Czekam więc na finałowy tripraport. I po...hmmm...pierdolenia
też chcę
Nie żebym jakoś specjalnie przepadała za jaraniem (ogólnie) ale taki stan paralelności tych rzeczywistości, o ile dobrze to odebrałam, musi być ciekawy... :)
lozadlavipow.blox.pl
blogerkoćpunka