pierwsze spotkanie z pnączem duchów - ayahuasca
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
pierwsze spotkanie z pnączem duchów - ayahuasca
podobne
W rolach głównych:
Kuba, Piotr, Ja (imiona zmienione). Wszyscy trzej mieliśmy doświadczenia z
grzybami (Kuba maks. 40, Piotr maks. 50, Ja maks. 80), a Ja dodatkowo z kwasem
(maks. ok 300 mikrogramów).
Ayahuasca (proporcje na 3 osoby):
- 30g kory korzenia Mimosa hostilis
- 15g nasion Peganum harmala
Spotkaliśmy się rano u Kuby. Wszyscy ubrani na biało, przygotowani na
najgorsze. Zmieliliśmy 5g Ruty, zalaliśmy wodą z kwaskiem cytrynowym (4-5 pH)
i zaczęliśmy gotować. W międzyczasie przygotowaliśmy mieszaninę zmielonej
pozostałej Ruty (10g) i Mimozy (30g), zalaliśmy taką samą wodą i nastawiliśmy
w osobnym garnku. Zapaliliśmy kadzidło. Po godzinie odsączyliśmy Rutę,
zalaliśmy świeżą kwaśną wodą, a zlany wywar odstawiliśmy do odparowania. To
samo zrobiliśmy z porcją Ruty z Mimozą. Po następnej godzinie odcedziliśmy
drugą porcję wywaru z Ruty i zmieszaliśmy z pierwszą, która do tego czasu
znacznie odparowała. Odcedziliśmy drugi wywar z Ruty i Mimozy. Okazało się,
że jest różowobrązowy, ale kolor był spowodowany osadem z Mimozy, sam wywar był
mętnobiały, zatem postanowiliśmy nie przygotowywać trzeciego odwaru. Po ok.
pół godziny wywar z Ruty odparował do 150 ml, które przelaliśmy do słoiczka.
Po półtorej godziny wywar z Ruty i Mimozy odparował do ok. 450 ml i
zamknęliśmy jego magię w specjalnej butelce. W międzyczasie zarezerwowaliśmy
miejsce w domku campingowym nad zalewem w S. Piotr żartuje, że jedziemy po
to, aby porządnie się wyrzygać.
Gdy dotarliśmy na miejsce, była 17:00. Wybraliśmy domek na uboczu, z oknami
wychodzącymi na las, z którego dobiegał szum strumienia. Przeszliśmy się po
okolicy i podjęliśmy decyzję, że nie wybieramy się na pobliską górkę, sesja
odbędzie się w domku. Przemeblowaliśmy nieco wnętrze (ohydne, wilgotne i
potwornie zakurzone), zapaliliśmy świeczki (było już ciemnawo), otworzyliśmy
na oścież okna, zapaliliśmy kadzidła, przygotowaliśmy wiadra na wszelki
wypadek. Dalszy opis jest zlepkiem moich własnych obserwacji i rozmów, jakie
odbyliśmy następnego dnia, ale będę starał się zachować chronologię wydarzeń.
- 19:35
- Rozlewam wywar z Ruty do filiżanek. Życzymy sobie zdrowia i wypijamy
zawartość. Smak przypomina nieco wywar z nasion lnu. Piotr cały czas mówi o
rzyganiu. - 20:00
- Mieszam butelkę z magią, otwieram. Zapalam skręta z tytoniu, chwilę okadzam
pokój, wdmuchuję dym do butelki. Rozlewam połowę do filiżanek. Mimo smaku
błota wypijamy je bez problemu, zapijając wodą. Chwilę potem wypijamy resztę.
Jestem pewien, że każdy z nas spożył identyczną ilość składników: 10g Mimozy i
5g Ruty. W oczekiwaniu na efekty ucinamy sobie pogawędkę. Piotr nabija się z
wiader, które ze sobą przywieźliśmy. - 20:35
- Obserwuję nieznaczne drgania w polu widzenia, ale mogą to być zawroty głowy w
związku z nudnościami, jakie od pewnego czasu czujemy. Postanawiamy
powstrzymywać wymioty do momentu pojawienia się pierwszych efektów DMT. Kuba
z Piotrem wstają, żeby rozprostować kości. Nagle Kuba podbiega do okna,
wychyla się i wypuszcza ogromnego pawia. W późniejszych wspomnieniach zgodni
byliśmy z Piotrem, że widzieliśmy go wtedy ubranego na czarno! Kuba _rzyga_,
krzyczy. Widzi, jak gałąź, która rośnie pod oknem, pomaga mu _urodzić_
wymioty, jest jak akuszerka. W oddali, w lesie, widzi jeszcze jedną, jasną
postać, która nie zwraca na niego uwagi. Krzyczy do niej. Po ustąpieniu
wymiotów odchodzi od okna i mówi nam, że miał wizję, ale później o niej
opowie. Chcąc znaleźć sobie miejsce otwiera drzwi, ale nagle, zobaczywszy
wstającą z piasku postać, cofa się i zaczyna mówić o śmierci. Ponieważ z
Piotrem nie czujemy jeszcze wyraźnych efektów, zajmujemy się Kubą, który pyta:
"Czy my wrócimy?" "Nie ma niebezpieczeństwa śmierci?". Zapewniam go, że
będzie OK, że to za jakiś czas minie, próbuję zająć jego uwagę papierosem.
Kuba tłumaczy, że ma coś w gardle, próbuje to zwymiotować do wiadra. Nagle
gwałtownie podrywa nogi (siedział na tapczanie) i próbuje z siebie strzepnąć
coś, co wychodzi z dywanu i próbuje stworzyć z jego nogami jednolitą całość.
Paskudny bad trip, który mija dopiero, gdy wzięliśmy się za ręce. - 20:45
- Jeszcze nie czuję wyraźnych efektów, ale nagle mój żołądek wywraca się na
drugą stronę i ledwie dobiegam do okna. Czuję ogromną ulgę. Przez dłuższą
chwilę odkasłuję, zrozumiawszy, co mogło stanąć w gardle Kubie. Siadam w
fotelu we wspaniałym nastroju (głównie efekt wywołany przez MAOI). Wyrzuciłem
z siebie wszystkie złe emocje. Jestem gotów do podróży, ta jednak nie ma
spodziewanej intensywności. - 21:00
- Piotr wychodzi, żeby zadzwonić. Mówi, że kręci mu się w głowie i nie może
zwymiotować, co przeszkadza mu na skoncentrowaniu się na efektach, które
powoli się zaczynają. Stwierdzam, że nic nie ruszy mnie z fotela, a gdyby
Piotrowi nagle się zachciało wymiotować, niech bez tłumaczenia rozłączy
telefon. Siedzimy z Kubą w pokoju, na jego białym ubraniu podróżują kolorowe
wzorki. Co jakiś czas powtarza: "Jest dobrze". Próbuje upewnić się w tym
twierdzeniu, co w końcu się mu udaje. Ja co jakiś czas zamykam oczy i przy
każdym zamknięciu jestem wrzucany do środka wizji, która dzieje się wokół
mnie. Widzę sklepienia, a także ogromne konstrukcje, jakby rusztowania
drapaczy chmur, wszystko bardzo wyraźne, w intensywnych tęczowych kolorach.
Najpiękniejszą wizją było przeobrażanie się tych konstrukcji w świetliste
ptaki, które ulatywały donikąd. Pojawiła się na chwilę jakaś postać, ale
zdążyłem tylko zapamiętać jej wygląd, bo musiałem otworzyć oczy. Kuba
opowiada, jak pokój zmienia się w jego oczach. Ja wyczuwam nieznaczne
pulsowanie przedmiotów, porównywalne z dawką 20-30 grzybów. - 21:15
- Wraca Piotr, wciąż niezadowolony z braku wymiotów. Mówię mu, że za dużo gadał
na ten temat i teraz ma za swoje. Zaczynam nucić melodię, która sama
przychodzi mi do głowy. Zauważam, że każdy dźwięk wywołuje inną kolorystykę
obrazów, jakie coraz słabiej zauważam pod powiekami. Kuba, siedząc cały czas
z zamkniętymi oczami, od czasu do czasu mówi bardzo grzecznym tonem: "Dzień
dobry". Po dłuższym czasie Piotr wychyla się przez okno, próbując wymusić
wymioty. W końcu mu się to udaje. Widząc z boku strumień wymiocin, jaki z
ogromną prędkością wydobywa się z jego ust próbuję to skomentować, ale po
chwili cały zanoszę się śmiechem. - 22:00
- W obliczu zanikających efektów zjadam parę sucharków, które powodują
nieznaczny nawrót wizji, ale już mniej intensywnych. Kuba dostaje słowotoku
opisując wrażenia z ostatniej półtorej godziny, a także poruszając tematy boga
i śmierci. Staram się zrozumieć jego słowa, a jednocześnie z zamkniętymi
oczami łapię resztki wizji. - 22:30
- Proponuję wszystkim "halucynogenne" sucharki. Kuba nadal nawija. Piotr
również z zamkniętymi oczami próbuje coś nucić. Mówi, że widzi gotyckie
sklepienia i rozety. Komentuje muzykę, jaka dochodzi z pobliskiej zabawy.
Odpowiadam, że jeśli chodzi o generowanie dźwięków, jesteśmy samowystarczalni
i że mi jakieś Ich troje nie przeszkadza, bo z łatwością mogę je zagłuszyć.
Włączamy się z Piotrem do rozmowy z Kubą, który proponuje włączyć dyktafon.
Po 15 minutach okazuje się, że baterie są wyczerpane. Wymieniamy na nowe, ale
najciekawsza część rozmowy odchodzi w przeszłość. - 24:00
- Wobec zaniku wszelkich efektów psychedelicznych (z wyjątkiem rozszerzonych
źrenic) wychodzimy na spacer. Wracamy przed drugą i kładziemy się spać. Na
drugi dzień idziemy popływać po zalewie. Tak, kąpiel po Ayahuasce jest bardzo
wskazana. Kuba ma dość enteogenów na długi czas, ale zastanawia się nad
podaniem Ayahuaski swojemu umierającemu ojcu. Ja z Piotrem dochodzimy do
wniosku, że za jakiś czas trzeba będzie przyrządzić ten święty napój ponownie,
tym razem zwiększając dawkę.
- 14236 odsłon